Dramat Starego Koźla rozegrał się w dniu 7 lipca i 7 sierpnia 1944 roku.
Napis umieszczony na pomniku jest wyjątkowo taktowny i wyważony, nikogo nie oskarża, nikogo nie obraża, skupiając się na nieszczęściu zwykłych ludzi, przytłoczonych przerażającymi realiami wojny.
Na ułożonej poziomo płycie wykuto nazwiska zidentyfikowanych ofiar, podając ich wiek.
Poniżej pozwolę sobie przytoczyć fragment wypowiedzi jednego z naocznych świadków tych strasznych wydarzeń. Wycinek pochodzi z artykułu poświęconemu rozważaniom zasadności budowy pomnika alianckich lotników w Kędzierzynie - Koźlu.
Jestem być może jednym z niewielu żyjących świadków alianckich nalotów na kompleks przemysłowy Kędzierzyn-Blachownia w czasie II wojny światowej. W Blachowni pracą 30 tys. robotników zbudowano Hydrierwerke, czyli zakład produkcji benzyny syntetycznej z węgla. W ramach strategicznego planu niszczenia potencjału przemysłowego III Rzeszy Blachownia stała się więc jednym z głównych celów alianckich nalotów.
Mieszkałem wtedy w Koźlu i jako siedmioletni chłopiec obserwowałem z bliska budowę zakładów. Byłem wielokrotnie świadkiem alianckich nalotów, które też widziałem z Koźla. Latem 1944 roku doszło do dywanowego nalotu, który miał zniszczyć Blachownię. Cały teren był tego dnia zasłonięty sztuczną mgłą, a kominy elektrowni Blachownia zostały celowo skrócone, aby nad mgłę nie wystawały. Niemieckie radary sterowały precyzyjnym ogniem artylerii przeciwlotniczej niezmiernie skutecznie. Bombowce spadały.
W czasie tego nalotu bombowce zrzucały więc ładunki, gdzie popadnie. Zamiast zakładów Hydrierwerke ten nalot dywanowy zrównał z ziemią wioski Stare Koźle i Bierawa. Wraz z ojcem natychmiast po nalocie pojechaliśmy do Starego Koźla ratować krewnych. Wszystkie domy były bez dachów, okien, a ludzie kryli się w piwnicach. Z wysokości ramion ojca widziałem zabitych, rannych i szalejących z przerażenia. Tego widoku nigdy nie zapomnę.
Źródło: wyborcza.pl
Zdjęcia wykonałam w lutym 2018 roku.
Lokalizacja