Oficjalnie w latach 1946 - 1953 wydobywano w nich fluoryt (którego rzeczywiście jest tam zatrzęsienie), chociaż tak naprawdę poszukiwano czegoś znacznie cenniejszego - uranu.
Generalnie rzecz ujmując historia związana z wydobyciem tego pierwiastka była mocno niefajna.
Kopaliny, czyli uranowe sztolnie w Kletnie, zapisały się w historii ponura kartą.
Eksploatacją zajęły się Zakłady Przemysłowe R-1. Prace górnicze prowadzono na dość znaczną skalę. Po odbudowaniu starych sztolni, sięgnięto dalej i głębiej. W sumie w ciągu kilku lat osiągnięto łączną długość 37 km wyrobisk na 9-10 poziomach, przy czym różnica głębokości między skrajnymi wynosiła 300 m. Złoże rozpoznawano za pomocą licznych wierceń. Z powierzchni wykonano 42 otwory o łącznej długości ok. 11 km, zaś pod ziemią kolejne 10 km. Prace poszukiwawcze prowadzono również w pobliskim Marcinkowie i Janowej Górze oraz na stoku góry Krzyżnik, jednak tamtejsze złoża uznano za nieprzydatne.
Ilość urobku wydobytego w całym okresie działalności kopalni w Kletnie szacuje się na około 228 tys. m³. Pozyskano z tego ok. 20 ton uranu (w przeliczeniu na czysty metal), co stanowi ok. 5% całego radzieckiego wydobycia uranu w polskich Sudetach. Przy wydobyciu pracowali głównie polscy robotnicy przymusowi – więźniowie z obozów pracy, żołnierze z poboru oraz nieliczni dobrze opłacani górnicy.
Warunki były bardzo ciężkie. Nie zachowywano elementarnych środków ostrożności. Nikt nie prowadził statystyk chorób i wypadków, ale przypuszcza się, że było ich wiele. Ze względu na brak podstawowego sprzętu ochronnego (maski przeciwpyłowe) wiele osób zachorowało na pylicę. Urobek wywożono konwojami pod silną eskortą wojska – w całości trafiał do przerobu w ZSRR.
W tym czasie cała okolica była niedostępna dla osób z zewnątrz, na drogach ustawiono posterunki kontrolne ze szlabanami, a teren w sąsiedztwie sztolni był patrolowany przez wojsko.
Już na pierwszy rzut oka wygląda mi to na tradycyjną wymianę handlową polsko - radziecką.
Czyli w skrócie: my dajemy im uran, a oni w zamian biorą od nas węgiel. A w tle ludzkie tragedie i groby...
Ale nie o historii miał być ten wpis. Sprowadziła mnie w to miejsce raczej geologia, nie historia.
Wybierzmy się zatem do Kletna, zaparkujmy Archimedesa na jednym z parkingów. I przespacerujmy do bardzo ciekawej i udostępnionej dla turystów Podziemnej Trasy Turystycznej w Kopalni Uranu.
Jest to dawna sztolnia oznaczona numerem 18.
Z zewnątrz wygląda tak: