Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podhalańskiego do Nowego Targu)

W dziale tym znajdują się opisy, zdjęcia oraz reportaże z wypraw i wycieczek
Posty: 2957
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podhalańskiego do Nowego Targu)

Postautor: buba » piątek 10 gru 2021, 12:36

Pociąg do Zakopanego jest pełen, ale o dziwo nie turystów jadących w góry. Jadą jagodziarze z mijanych wiosek, wśród których nie ma zgodności, gdzie ostatecznie wysiądą. Dylematy powodują jakieś nowe informacje znalezione na tematycznych internetowych grupach, co do wysypu jagód na górskich łąkach innego niż początkowo planowanego rejonu. Jadą kuracjuszki oddawać się sanatoryjnemu życiu w Rabce. Ich rozmowy pełne są planów i wspomnień z poprzednich turnusów. Obie mają problemy z biodrami, acz w opowieściach przewija się więcej romansów niż zabiegów kojących stawy. Jedzie trójka dzieci w wieku szkolnym, wsadzonych w pociąg i wysłanych do babci na wakacje gdzieś pod Andrychowem. Dzieci sprawiają wrażenie jakby pierwszy raz w życiu jechały pociągiem. Wszystko ich dziwi - i kibel, i otwierane okno, a nawet kosz na śmieci, którym się tak zapamiętale bawią, że aż odpada. Jadą też dwie niunie na podbój zakopiańskich knajp. Miały jechać wczoraj autem, no ale nie odpaliło… Wakacje, sobota, pociąg w kierunku gór, a wygląda na to, że my jedyni wtaszczamy do wagonu ogromne plecaki. Być może o nieturystycznym składzie decyduje fakt, że pociąg omija zarówno główne miasta Górnego Śląska jak i Kraków? Dla nas to idealne rozwiązanie - im dalej od dużych miast tym lepiej!

Wysiadamy w Makowie Podhalańskim.

Obrazek

Wycieczkę rozpoczynamy od wizyty w knajpie nieopodal dworca. Nie szukaliśmy jej - ona znalazła nas. Nie można więc sprzeciwiać się przeznaczeniu! ;)

Obrazek

Zaraz po wejściu upatruję sobie jedno piwo - Tenczynek się nazywa. Nigdy takiego nie piłam.

Obrazek

Barmanka jednak stwierdza, że ono nie jest na sprzedaż. Jakiś klient je kiedyś zostawił i tak stoi na półce, mimo że raczej nie ma już szans, że właściciel po nie wróci. Kobita widząc moją smutną minę, z którą spoglądam na Żywca w lodówce, postanawia mi ów Tenczynek sprezentować. “Sprzedać nam go nie wolno, bo nie mamy go na stanie. A skoro go nie ma na stanie, to może i lepiej, żeby go i na półce nie było?”. Tak oto miło zaczynamy naszą wycieczkę - od podarku.
W knajpie stoi też rower z przywieszoną kartką “sprzedam, 450 zł”. Może też jakiś klient zostawił?? ;)

Przemieszczamy się pnącymi się w górę uliczkami, zostawiając w dolinach miasteczko z jego ruchliwą szosą i pustymi chodnikami.

Obrazek

Gdy przyklejona do zboczy zabudowa zaczyna się przerzedzać, mijamy chłopaka zbierającego nasiona pokrzyw. Wywiązuje się miła pogawędka i nasz nowy znajomy zaprasza nas na herbatę. Tu poznajemy jego dziewczynę, która zajmuje się zielarstwem. Herbatka więc nie jest jakimś naparem ze sklepowej torebki, a cudowną mieszaniną darów okolicznych lasów w połączeniu z powiewem egzotyki sprowadzonej z dalekich krain. Opijamy się jak bąki, mając świadomość, że takich pyszności to długo pić nie będziemy. Sandra i Kamil mieszkają tu od ponad roku. Lubią klimaty Rainbow, a i w Wolimierzu bywali. Odkrywamy więc, że mamy sporo wspólnych znajomych. Siedzimy chyba z godzinę gawędząc miło o miejscach znanych i tych, które byśmy chcieli odwiedzić w przyszłości. O chatkach, festiwalach i zlotach zrzeszających ludzi, niekoniecznie zawsze płynących z prądem narzucanych mód.

Obrazek

Posiedzielibyśmy dłużej, ale wykazując tendencję do zarywania dnia już na samym starcie - to raczej nie dotrzemy za tydzień na nasz zaplanowany pociąg ;) Żegnamy się więc miło i zagłębiamy się w ciemny leśny tunel znakowany żółtym szlakiem. Ścieżka jest bardzo błotnista, wszędzie są wręcz jeziora, które omijamy lasem, często musimy mocno zboczyć z drogi, aby nie ugrzęznąć w bagnie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Skąd tu u licha tyle wody? W ładną słoneczną pogodę? Jeszcze nie wiemy, że ten dzień będzie jedynym bez deszczu. Tzn. bez deszczu dla nas, bo tym górom to dziś pół dnia pompowało…

Mijamy pagórki opisane na mojej mapie Stańkowa, Ostrysz…

Widoków na trasie mało. Wędrówkę urozmaicają jedynie kolorowo ukwiecone kapliczki. Ich to jest tutaj od groma! To się powinno nazywać "Beskid Kapliczkowy"! W innych rejonach Polski to leśna czy polna kapliczka zdarza się czasem, a tu stadami! Prawie na każdym drzewie wisi! Nie wiem czy to taka moda czy lud tu taki pobożny?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mijamy też ukryty w gęstych krzakach baraczek z pytajnikiem na drzwiach. Wyzamykane, więc to chyba czyjaś dacza?

Obrazek

Na nocleg zatrzymujemy się na widokowej polance przed Koskową Górą. Słońce wisi już nisko, a mapa twierdzi, że tam na grzbiety podejdą jezdne drogi i gęsta zabudowa. Na polance możemy się schować tak, że nas nie widać ze szlaku, a jednocześnie spożyć kolację z widokiem na góry. Jest to gdzieś chyba w rejonie wzniesienia Przysłopski Wierch (Zarębki).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ogniska dziś nie palimy. Boimy się, że dym lub światło zdradzi naszą lokalizację.

Bardzo niedaleko stąd, kawałek w dół poniżej łąki, są chyba jakieś zabudowania. Słychać wyraźnie niosącą się muzykę i odgłosy imprezy. Sądząc po repertuarze - ktoś ma chyba urodziny.

Wieczorem próbuje mnie upolować sowa, gdy siedzą sobie wśród traw. Chyba myślała, że jestem czymś mniejszym. Dobrze, że toperz mnie zawołał, ja wstałam, a sowa szybko smyrgnęła do góry widząc, że upatrzony obiekt ma trochę nie takie rozmiary. Zjeść by mnie nie zjadła, ani nie uniosła w dal w szponach, ale mogłaby podrapać albo udziobać, a zwłaszcza pierwszego dnia to takich przygód nam nie trzeba.

Długo patrzymy w gwiazdy. Niebo ostatnio jest strasznie zaśmiecone. Co rusz któraś niby-gwiazda lata, mruga na czerwono lub niebiesko. Najbardziej nas zadziwiła taka jedna o nietypowej trajektorii i z “nóżką” do dołu, wyglądająca nieco jak grzybek. Momentami to wygląda jakby satelity grały w berka!

Nocą szczekają sarny i słychać kilka strzałów. Sarny są zaraz koło namiotu, a strzały na szczęście dosyć daleko.

Ranek jest szary. Składamy namiot, zaczynamy jeść śniadanie - i tu zaczyna lać… Połykamy więc na szybko rozmoczone kanapki (ze względu na konsystencję przynajmniej nie utkną nam w gardle) i szykujemy się do drogi. Bo schronić to tu się nie ma za bardzo gdzie…

Obrazek

Zazwyczaj najgorsze na wycieczkach górskich w czasie niepogody jest to, że g... widać. Leziesz na tą góre, namachasz się, nasapiesz i zobaczysz trochę białej mgły. Na tym wyjeździe jest na szczęście inaczej - leje, mglisto, ale zawsze cosik widać na horyzontach!

Obrazek

Krajobraz z wierzbówką.

Obrazek

Krajobraz z kablem.

Obrazek



Mijana zabudowa i uprawy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Fajne snopki! Trochę przypominają takie z dawnych lat, ale jednak jakby trochę inne?

Obrazek

Na Koskową prowadzą utwardzane różnymi sposobami drogi. Mijamy kapliczkę.

Obrazek

To pierwsze zadaszone schronienie na naszej trasie. Miło chwilę posiedzieć bez deszczu bębniącego w kaptur. Przyjemnie pachnie kwiatami, kadzidełkiem, świecami. Widać, że lokalsi bardzo o to miejsce dbają.

Obrazek

W środku bardzo z siebie zadowolony papież i twórczość ludowa.

Obrazek

Dalej jest szczyt o czterech masztach. W cieniu masztów jest też miejsce na ognisko. Nie zrobiłam zdjecia. Pewnie akurat nie chciało mi się aparatu z worka ciągnąć.

Faktycznie wysoko tu podchodzą zabudowania, ale takie fajne, takie wiejskie. Zboże tu hodują, ziemniaki, a i kura zagdacze czasami.

Obrazek

A tu styl zakopiański z pewną domieszką cygańskiego pałacu? ;)

Obrazek

Schodzimy w stronę przysiółka pod Parszywką. Chmury się trochę przewiewają więc i Tatery widać coraz dokładniej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W przysiółku kolejna kaplica i kilka domów.

Obrazek

Na skraju drogi stoi kilku młodych motocyklistów przełajowych, rozprawiających co by tu ze sobą zrobić i jak zabić nudę. Póki co zajmują się gazowaniem stacjonarnym, tak żeby było głośno, paliło się sprzęgło, a błoto bryzgało na boki. Przypomina mi się cytat ze Stasiuka: “Mają samochody, ale nie mają dokąd nimi pojechać…”

Dalej wchodzimy w las, droga ostro opada w dół. Szeleszczą mokre liście, od czasu do czasu otrząsane wiatrem spuszczają na nas solidny wodospad zgromadzonego deszczu. I nie wiedzieć czemu cały las tutaj wali rozpuszczalnikiem!

Są krótkie przerwy, gdy ulewa przechodzi w mżawkę, ale o wygrzewaniu się na suchej trawie to raczej szansy nie ma ;) Odpuszczamy więc sobie początkowo planowaną trasę przez Balinkę i Jaworzyński Wierch. Schodzimy w dolinę wsi Więciórka, drogą wiodącą wzdłuż słupów wysokiego napięcia.

Obrazek

Mijamy kolejną sympatyczną kapliczkę.

Obrazek

Obrazek

Ta jest dodatkowo zasiedlona przez ogromne stado aniołków! Szkoda, że o tym nie wiedziałam, bo bym przyniosła jakiegoś aniołka od siebie. Bardzo lubię takie zwyczaje, gdy w jakimś miejscu coś się od siebie zostawia :)

Obrazek

Tuptamy więc przez Więciórkę. Czasem się trafi drewniany dom, czasem stara tabliczka.

Obrazek

Obrazek

W rejonie występują też ciekawe, otoczakowe fasady. To pewnie z racji bliskości potoków, gdzie można było łatwo pozyskać budulec.

Obrazek

Obrazek

Po drodze mijamy też kilka tartaków.

Obrazek

Obrazek

A woda wybrała swoją drogę… Olewając kanał, który jej ludzie zbudowali. Czerwona kosteczka bardziej jej przypadła do gustu ;)

Obrazek

Obrazek

W centrum Tokarni nie znajdujemy ani otwartego sklepu ani knajpy. Toperz zostaje z plecakami pod okapem jakiegoś nieczynnego jakby targu. Ja ruszam na poszukiwania. Głównie potrzebujemy pozyskać wodę. Uderzam więc na OSP. Co jak co, ale wodę to tutaj chyba powinni mieć? Dostaję nawet taką butelkowaną, ze sklepu. Mój widok (zmokła kura?) jakoś rozczulił strażaków, dopytywali się też czy nie potrzebujemy jedzenia albo suchych ubrań ;)

Obiad gotujemy w wiacie przystankowej. No bo ciągle leje… Widać jednak jakieś przebłyski na horyzoncie, które być może zwiastują koniec chmury?

Obrazek

cdn

Posty: 2957
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podhalańskiego do Nowego Targu)

Postautor: buba » niedziela 12 gru 2021, 17:24

Napełniwszy brzuszki pulpą i zieloną herbatą, suniemy sobie ochoczo przez Tokarnię. Zwłaszcza, że błysnęło słońce! SŁOŃCE! To trzeba uwiecznić na zdjęciu, bo kto wie, czy trafi się jeszcze kiedyś na trasie?

Obrazek

Przy bocznych uliczkach zachowało się jeszcze trochę drewnianych domków, starych schodków, pryzm opału czy fajnych bram.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Domy się kończą, asfalty też.. Szlak wspina się szeroką, kamienistą drogą na zbocza Urbaniej Góry. I tak duża w rejonie ilość kapliczek - zaczyna się jeszcze zagęszczać. Nie no, bez jaj! Tu już jedna stoi na drugiej! Drugie Kapliczkowo jak to spod Bełchatowa - tylko na stromym zboczu?

Obrazek

Jak się potem dowiadujemy, to niecodzienne miejsce zwie się Kalwaria Tokarska. Pierwsza z kapliczek - drewniana Matka Boska, została tu postawiona prawie 40 lat temu. Z czasem kapliczek przybywało i obecnie jest ich około dwudziestu. Autorem rzeźb jest Józef Wrona, miejscowy artysta. Pomysłodawcą przedsięwzięcia był ówczesny proboszcz z Tokarni. Obaj to w ogóle bardzo kreatywni goście - ponoć przywrócili też w Tokarni starą, zapomnianą tradycję, aby w Niedzielę Palmową wozić rzeźbę Chrystusa na osiołku wokół kościoła :)

Część drewnianych rzeźb spróchniało lub zgniło przez lata i zostało wymienione na kamienne. Fajne jest, że tutaj każda kapliczka jest inna, a ich kształty są bardzo pomysłowe!

Patron drwali przyucza do zawodu młode pokolenie :P

Obrazek

Są kapliczki ze źródełkiem.

Obrazek

I pokryte pnączami groty z mini fontanną.

Obrazek

Pierwsza jaką widzimy kapliczka kładkowa! Anioł - strażnik mostu. Pilnuje skubany, nie chce mnie przepuścić. Trudno, zawracam ;) A tak serio - to chyba ma symbolizować Anioła Stróża, który przeprowadza dziecko nad potokiem, żeby nie zrolowało do wody.

Obrazek

Obrazek

Ze sklonowanym kardynałem.

Obrazek

W klimacie słupowo - kolumnowym.

Obrazek

Obrazek

Urokliwe kapliczki na powykręcanych, korzeniastych sosnach.

Obrazek

Obrazek

“Pojemnik” na figurkę wygląda jakby kiedyś był metalową miską!

Obrazek

Ten okaz wygląda jak piramida do mojej kolekcji ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... amidy.html ) , a jest kopcem ku czci polskich chłopów.

Obrazek

Nawet kosa jest na posterunku!

Obrazek

W jedno ze zboczy jest wkomponowana solidna groto - piwniczka.

Obrazek

Wnętrza urządzone są kolorowo i z lekka chaotycznie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Fajne kafle! Kiedyś podobne widzieliśmy na piecu w jednym z przedwojennych, dolnośląskich domów.

Obrazek

Mają tu nawet wpisownik! :)

Obrazek

Rumiany Chrystusik z pewnym zdegustowaniem spogląda na świat...

Obrazek

Jest też ponoć okrągłe jeziorko z łodzią na środku - ale tą rzeźbę jakoś przeoczyliśmy.. Albo trzeba było skręcić gdzieś w bok?

Widoczek w stronę Tokarni.

Obrazek

Mijamy też napis: “Cała Kalwaria jest jak ludzkie życie - wędrowaniem. Zachwyt nad pięknem łąk i kwiatów, radość z ciszy i kojącego szumu lasu miesza się z bólem zmęczonych nóg, zadyszką i gęstymi kroplami potu płynącego z czoła”.

Droga powyżej Kalwarii pnie się początkowo miłymi łąkami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A potem czeka nas mozolne podejście na Golec. Błoto, kamienie, stromizny, zero widoków. Lekko rozpłynięta kartka z segregatora przywalona na szczycie na drzewie. Mokry las, no i to samo w dół.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dopiero nad kolejną wsią otwierają się widokowe łąki.

Obrazek

Obrazek

Zaczyna znów lać. Mijamy grupkę wesołych grzybiarzy. To niesamowite jak kipi z nich radość, optymizm i zachwyt nad otaczającym światem. Kosze pełne, twarze rumiane. To nic, że leje, to nic, że na dole może zostały jakieś troski. Ten mały wycinek przestrzeni, który ze sobą niosą, wypełniony jest szczęściem i dobrą energią. Fajnie jest takich ludzi spotykać. Gawędzimy dosyć długo, nie zważając na potoki wody szumiące w mgle okolicznych lasów.

Oprócz owych grzybiarzy, innych turystów spotkaliśmy dziś jeszcze 4 sztuki. Dwóch starszych panów z parasolami odzianych w wełniane czapki i dobrane kolorystycznie podkolanówki. Panią w chlupoczących sandałach zbierającą kamienie do kwiecistej chusty. I młodą dziewczynę z głośnomówiącym smartfonem, ktoremu tłumaczyła czemu nie lubi Tatr i już nigdy tam nie pojedzie. "Bo Tatry nie są prawdziwe." Co innego strumienie deszczu na zboczach Zembalowej! Im na bank nikt nie zarzuci odarcia z realizmu! :P

Gdy zaczynamy znów namakać od stóp do głów - pojawia się ONA. Wiata idealna! Z podestem do spania, stolikiem, ławeczkami, bocznymi ściankami chroniącymi przed wiatrem, zadaszonym miejscem na ognisko. Jest przykładem chyba najbardziej ekonomicznego wykorzystania budulca, aby stworzyć miejsce, które jest funkcjonalne a nie tylko fikuśne.

Obrazek

Obrazek

Szybko zasiedlamy sympatyczne i co najważniejsze suche wnętrza. Rozwieszamy łachy ociekające i te lekko zawilgocone, ale już zaczynające nieco zapodawać aromatem stęchlizny.

Obrazek

Trzeba je uwędzić przy ogniu! Jeden dym skutecznie zabija zapach starej piwnicy! ;) No jeszcze prażące słońce i wiatr, ale zwłaszcza na to pierwsze - to się póki co nie zanosi ;)

Wiatę dzielimy z dwoma solidnymi ptaszorami.

Obrazek

Obrazek

Zaraz mi się przypomina ta sowa, co mnie chciała wczoraj upolować… Kurcze, jak dobrze, że sobie jednak odpuściła!

Nasz hotel może się też poszczycić cudnymi widokami z okien!!

Obrazek

Wirujące mgły nad (i pod) górami. Widać, że to Wyspowy. Każda góra z osobna. Patrze na nie i już na sam widok mam zadyszkę ;)

Obrazek

Niektórzy robią panoramki gór, inni wiat :P

Obrazek

(ta złośliwa reklamówka nie po raz ostatni zepsuje nam zdjęcie! ona chyba ma zdolność wypełzania z plecaka, spod stołu i wskakiwania w kadr, wtedy gdy nikt się tego nie spodziewa! No więc ileś razy mamy bohatera drugiego planu - choć tutaj to chyba nawet pierwszego.

Gotujemy kaszę, wypijamy ostatnie wino z dzikiego bzu, sprytnie jeszcze w domu przelane do plastiku, a potem czeka nas uczta grzankowa. Zjadamy prawie całe nasze zapasy chleba i sera, więc pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnej wsi będzie jakiś sklep. Inaczej na lokalnym OSP trzeba będzie jednak się zgodzić na zapomogę w postaci paczki żywnościowej ;)

Obrazek

Ognisko udaje się rozpalić głównie dzięki jakimś dobrym duszom, które pod wiatą zgromadziły trochę chrustu. W chwilowych przerwach w w opadach ściagamy z lasu kolejne jego porcje - niech schnie dla następnych. A poza tym do solidnie rozpalonego ognia - już i nawet wilgotne można dokładać. Najwyżej ogień się z lekka buntuje i robi psssssss….

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Widoczki zaciągają się coraz bardziej.

Obrazek

Obrazek

Z prawej strony sunie niesamowita chmura! Taka jak szara ściana. Postępuje powoli acz konsekwentnie - jakby ktoś zaciągał kurtynę. A kończy się nie w sposób rozmyty czy zamglony, ale jak ucięcie noża.

Obrazek

Obrazek

A taki widok się rozpościera przed oczami, gdy wracasz z wieczornego kibelka! :)

Obrazek

Nasze apartamenty! :)

Obrazek

Ogólnie nie lubię jak na wycieczce za bardzo polewa, ale jest jednak jakiś niezaprzeczalny urok, gdy śpi się w wiacie czy chatce, a deszcz bębni w dach… A ty w cieplutkim śpiworku, z pełnym brzuszkiem i sobie usypiasz wśród zapachu mokrych łąk i dymu, słuchając jednostajnego szumu wody i wiatru… I jeszcze masz tą błogą świadomość, że rano nie musisz suszyć namiotu! :)

Rano akurat nie pada. Przynajmniej przez chwilę ;) Schodzimy w stronę wsi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rzut oka za siebie.

Obrazek

O! deszcz sobie przypomniał o Beskidzie Wyspowym! Chowamy się więc pod drzewem. Nie jesteśmy pierwsi. Już wcześniej przyczaiła się tu kapliczka!

Obrazek

Obrazek

W Lubieniu (Lubniu?) i traktory się chowają przed ulewą...

Obrazek

Krasnale siedzą na nocnikach…

Obrazek

A ten kamienny wodospad cholernie mi przypomina pewne miejsce z dawnych lat… Pewnie mają tu sporo takich?

Obrazek

O takie miejsce! Acz tamto było chyba gdzieś koło Piwnicznej? Rok jak się nie myle 1993.

Obrazek

Nie wiem co zobaczyła św. Anna i jej podopieczna. Ale zżera mnie ciekawość! ;)

Obrazek

Sklep na szczęście jest, więc głodować nie będziemy. Ale wpływa to bardzo niekorzystnie na masę naszych plecaków! A już się tak dobrze szło... ;)

Ech te dzikie szlaki polskich gór...

Obrazek

Acz trzeba przyznać, że architektura drewniana w rejonie ma się dobrze i dbają, aby nawet nowe budowle były utrzymane w stylu :P

Obrazek


cdn

Posty: 2957
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podhalańskiego do Nowego Targu)

Postautor: buba » środa 15 gru 2021, 15:02

Przekraczamy Rabę. Widać, że ciągle polewa - rzeka taka nieco wezbrana i mętna…

Obrazek

Widoczki z przysiółków wpełzających na zbocza. Tego mapa zwie Jasiurówka czy jakoś tak?

Obrazek

Wspinamy się żółtym szlakiem. Gdzieś między Kozielcem a Kamionką leży w wąwozie zwalona chałupa. Jak ona tam zleciała? Nie możemy sobie tego wyobrazić. Czy stała na samym brzegu przepaści i ziemia się osunęła? Czy jakieś dziwne wiatry ją tak zdmuchnęły?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu też nie wiem co się stało, ale pachnie jakimś dramatycznym wydarzeniem! Ktoś uzbierał koszyk grzybów i je tu wysypał? Albo je zgubił? Odkrył, że są robaczywe? Wyniknęła kłótnia rodzinna? Obecnie mamy już tylko tajemniczo milczącą śluzowatą pulpę…

Obrazek

Kawałek dalej mamy wyrytego na drzewie jelenia. Chyba już dosyć długo stąd spogląda na świat.

Obrazek

Potem mijamy kilka widokowych polan, gdzie szpiczaste szczyty miło się komponują wśród płowych traw.

Obrazek

Obrazek

Przerwa na wąchanie macierzanki! :)

Obrazek

Kapliczki też tu występują, ale już nie w takiej przytłaczającej ilości jak w poprzednie dni.

Obrazek

Obrazek

W okolicy górki Patryja znowu zaczyna lać. W sam czas - właśnie wysechł płaszczyk i rozważałam czy go nie schować do wnętrza plecaka, no bo taki przytroczony to się może łatwiej podrzeć czy zgubić. Jak widać nie można do siebie w ogóle dopuszczać takich myśli! Bo od razu kubeł zimnej wody na głowe - i to dosłownie ;)

Obrazek

No i gdzieś w tych rejonach przestaje nam się teren zgadzać z mapą. Najpierw rozglądamy się za okopami, które mam znaczone zaraz przy drodze. Nic ewidentnego w oczy nie włazi, widać mało spektakularne okazy. Potem mapa mówi o przełęczy, widoczku z niej, bunkrze i kilku zabudowaniach przysiółka Weszkówka. Ni ma! Idziemy, idziemy, ciśniemy pod górę i takie mamy wrażenie, że to wszystko już powinno być. Albo tak wolno idziemy? Fakt że się przebieramy parę razy po drodze albo wcinamy batoniki, ale bez jaj! No i nagle wychodzimy jakby na grzbiet górki i spotykamy tam czerwony szlak. Już? Tak szybko? To jednak szliśmy nie za wolno, ale dziwnie szybko! Zabudowania żeśmy widać przegapili. Albo szlak puścili inaczej niż twierdzi moja mapa i je omija?

Lubomir oferuje mały kawałek widoczka, otwierający się w w stronę już coraz bardziej plaskatych okolic.

Obrazek

Stoi tu też obserwatorium schowane za zasiekami.

Obrazek

Jest to jakieś bardzo popularne i lubiane przez turystów miejsce - sporo luda wali od strony Węglówki. Wszyscy wbiegają tu, robią sobie szybkie selfi z tabliczką i zbiegają z powrotem w podskokach, tak jakby za minutę pobytu na szczycie kasowali przynajmniej stówę... Jednego kolesia widzimy nawet dwa razy. Bo raz wbiegł tak jak wszyscy, a chwilę później wrócił, bo gdzieś zgubił pokrowiec na telefon. Jego zdziwienie na nasz widok jest na tyle duże (chyba że wciąż tu jesteśmy), że podchodzi i pyta, jakby nieco z wyrzutem: “Czy państwo tu na kogoś czekają? Co tu tak siedzicie?” Powiedziałam mu, że czekamy na niedźwiedzia, bo ponoć pojawia się we wtorki równo o 17, ale chyba nie trafiło to w jego klimaty, bo szybko się oddalił ;)

Jest też taki zamkniety domeczek, zawierający jakieś sprzęty związane z obserwatorium. Ale w razie potrzeby daszek jest i za przewiewną wiatę mógłby robić…

Obrazek

Na zejściu, już praktycznie na obrzeżach Węglówki, spotykamy babeczkę, która przyjechała po pracy uraczyć oczy widoczkami i niezmiernie się cieszy, że akurat w dobrym momencie jej błysło słoneczko. I jest tak szczęśliwa, że postanowiła się tą swoją radością podzielić z tym, kto był najbliżej. I akurat szczęśliwie padło na nas :) Obserwujemy więc widoczek w miłym towarzystwie, gawędząc sobie o spontanicznych wypadach, sensowności (lub jej braku) ciągłego sprawdzania prognoz czy dylematów w stylu “nie jadę na wycieczkę bo nie mam z kim”.

Obrazek

Powiew zimy przy jakimś z mijanych gospodarstw.

Obrazek

A potem odwiedzamy znajomego. Sympatyczna drewniana chatka, przywodząca na myśl mix nadjeziornej Brdy z chatką studencką. Jest dużo grillowanego mięsiwa, dopiekanego nad ogniem wśród czarnego nieba i grzmotów nadchodzącej burzy. Jej chłodny i wilgotny oddech czujemy już na plecach. Karkówka doprawiana górską burzą smakuje nieporównywalnie lepiej niż taka zwyczajna! :)

Gdy mrok i potoki deszczu już całkowicie spowijają okolicę - przenosimy się do chałupki. Miło spędzamy czas przy opowieściach z azjatyckich “stanów”, o zaletach pienińskich lasów do uprawiania partyzantki czy zabawnych forumowych zatargach. Bo tak się złożyło, że z naszym gospodarzem znamy się już wiele lat, ale tak osobiście, gęba w gębę - to spotkaliśmy się dziś po raz pierwszy :)

Rano tuptamy sobie dalej. Ciekawa kałuża (źródełko?) o bardzo niebieskich wodach.

Obrazek

Mijamy chatkę na Wierzbanowskiej Górze. Zaglądamy. Skrzyp ciężkich drzwi. Uderza zapach drewna, dymu - po prostu prawdziwego górskiego schronienia. Pusto, tylko nornica drapie w ścianie. Ponoć ona mieszka tu na stałe! :) Rozważaliśmy nocleg w tym miejscu, ale czasoprzestrzeń nie współpracuje. Jest chyba godzina 13 a na dodatek świeci słońce! Tuptamy dalej - ale wrócimy kiedyś do tej chaty, aby nawiązać z nornicą bardziej zażyłe znajomości!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Skarpeta z historią! :)

Obrazek

W rejonie przysiółka Ciastonie.

Obrazek

Obrazek

Przed podejściem na Dzielec.

Obrazek

Obrazek

Na zboczach Dzielca napotykamy mocno zarośniętą i częściowo zawaloną chatę. Patrząc w inną stronę można by ją przegapić!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rozważaliśmy ewentualny nocleg również tutaj, kolega nocował tu kilka lat temu i reklamował tutejsze sianko :)

Obrazek

Jednak albo stan chałupy się mocno pogorszył na przestrzeni lat, albo kolega jest dużo mniej wybredny od nas. Na mój ogląd miejsce obecnie się do celów noclegowych średnio nadaje - nie wiem czy stanowi jeszcze jakąś ochronę przed deszczem. Dodatkowo dość niekomfortowo bym się czuła jakby np. w nocy zerwał się silny wiatr, że cały dach się na łeb zawali. Bo jego resztki wiszą totalnie na słowo honoru!

Obrazek

Okno pełne zieleniny.

Obrazek

Ktoś kabaciki zostawił.

Obrazek

Schodzimy do Kasiny Wielkiej.

Obrazek

Mijamy niebiańsko klaustrofobiczne osiedle willowych domków. Już nawet skraj nieba padł ofiarą deweloperów...

Obrazek

Obrazek

Dalej są tory kolejowe, ale chyba niezbyt często używane. Jak szukałam połączeń w te rejony, to nic z tej linii mi się nie wyświetlało.

Obrazek

Przy torach całkiem rokująca noclegowo ruinka. Wpis na ścianie sugeruje, że o 2 dni minęliśmy się z Szymim, który tu spał w czasie burzy, wędrując czerwonym szlakiem.

Obrazek

Obrazek

Nie wiem czy to dzieło Szymiego czy kogoś innego, ale jedno z pomieszczeń jest wysprzątane, podłoga zamieciona, zrobione ławeczki a nawet stolik.

Obrazek

A co my robimy w ruince? Zwiedzamy? Owszem, ale nie tylko! Zgadnijcie!
Bingo! Przeczekujemy ulewe! :)

Lać w końcu przestaje, ale nadciąga jakaś solidna burza! Jest jeszcze daleko, ale jej macki zajmują ¾ widnokręgu…

Obrazek

Podejście na Śnieżnicę okazuje się totalną masakrą. Nie ma normalnej ścieżki. Mapy wykazują niebieski szlak idący z Kasiny. Ustawione przy trasie tabliczki sugerują jednak, aby go nie używać na tym odcinku. Napisali, że są tu trasy rowerowe, narciarskie, a piesi nie są mile widziani. Pieszego podejścia nie ma - i trzeba pojechać wyciągiem. Ok - tylko, że np. dziś wyciąg nie działa… No i co? Co miałby w takiej sytuacji zrobić praworządny turysta? Wrócić do domu z płaczem? Napinkalać naokoło? Przedzierać się na przełaj lasem, oczywiście w odpowiedniej odległości, aby nie drażnić ewentualnych narciarzy i rowerzystów? My do wspomnianego wyżej gatunku nie należymy, więc mamy ułatwioną sprawę - pójdziemy po prostu tak jak nam wygodnie!

No właśnie… Czyli jak? Mamy wybór iść pod słupami wyciągu w nadciągającej burzy lub rowerowym lejem trasy zjazdowej. Nie wiem czy lepsze spotkanie z piorunem walącym w słupy czy z rozpędzonym rowerzystą na śliskiej glinie? Nie możemy się zdecydować, trochę idziemy tu, trochę tam, a raczej próbujemy balansować pomiędzy na jakiś osypiskach czy powalonych kłodach. Pioruny i rowerzyści na szczęście nas nie zaszczycają swoją obecnością. Jesteśmy tylko my i ta pieprzona stroma góra, zryta do granic wyobrażenia. Jeszcze nie pada, ale jest duszno, parno, a wilgoc z powietrza osiada totalnie wszędzie. Czujemy jakby nas obkładali mokrymi, gorącymi szmatami. Nie kojarzę góry, na którą by mi się tak źle podchodziło. Nie! Mało powiedziane! Koszmarnie źle! Na dodatek toperz mnie ciągle popędza, twierdząc, że im szybciej wyjdziemy, tym szybciej opuścimy to obrzydliwe miejsce. I tym będzie mniejsza szansa, że nas rozchlapie jakiś wyścigowiec albo upiecze słupolubna błyskawica. No więc lezę po tej pionowej ścianie… Nogi mi się rozjeżdżają na rozmokłej glinie, pot zalewa oczy i duszę się - powietrze zdaje się nie mieć w sobie nic przydatnego się do oddychania. Chyba rybie by się lepiej dychało w tej wilgoci niż mnie…

Obrazek

Obrazek

W końcu się udaje dopełznąć do celu.. Naszym oczom ukazuje się wypłaszczenie, zajęte przez molochowaty budynek kolejkowej stacji. Nowy, odpicowany i totalnie pusty! Żywej duszy!

Obrazek

Obrazek

Wrażenie nieco postapokaliptyczne - tylko wiewiórki gonią po schodach najeżonych zakazami. Wiatr wyje w metalowych wykończeniach. Gdy podmuch się kończy, jeszcze chwilę słychać skrzypienie, jakby pręty przeciągały się wracając na swoje poprzednie położenie. Po jakiejś częściowo zapełnionej soczkami przykurzonej szafce spuszcza się na nitce pająk, jakby nieco zdziwony moją obecnością.

Ciekawe kiedy ci rowerzyści tu śmigają skoro środek wakacji to nie ich termin? Nie ukrywam, że taki stan rzeczy nam odpowiada i dużo lepiej się siedzi na takiej pustej polance, niż gdyby odbywał się tutaj zgodny z zaprojektowaniem kociokwik. Trzeba przyznać, że klimat tego terenu jest nieco trudny do sprecyzowania. Z jednej strony napawa nas to miejsce obrzydzeniem, a z drugiej, w tej totalnie niepasującej do wystroju wyludnionej odsłonie, jest coś intrygującego!

To nie jedyny budynek na zboczach Śnieżnicy. Jest też ośrodek rekolekcyjny. A niedaleko od niego wiata. Ciekawe czy przeganiają, gdy ktoś z niej korzysta?

Obrazek

Obrazek

Fajny chodnik! :)

Obrazek

Kawałek dalej spotykamy wycieczkę kolonistów. Dzieciaki gdzieś 10-12 lat, w jednakowych, zielonych czapkach z daszkiem. I wszystkie, jedno w jedno, z potworną otyłością - wręcz wylewają się z ubranek. Idą i opychają się popcornem. Każde trzyma w łapie takie prostokątne pudełko jak to czasem na festynach albo w kinie sprzedają. Coś w tym stylu:

Obrazek

Nie wiem co to za turnus kukurydziany, skąd wzieli w górach te pudła?… ale taka stop-klatka bardzo ciekawa. Szkoda, że nie było jak zrobić zdjęcia.

cdn

Posty: 1400
Rejestracja: piątek 30 paź 2020, 09:37

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podhalańskiego do Nowego Targu)

Postautor: smar » środa 15 gru 2021, 20:00

buba pisze:Przerwa na wąchanie macierzanki! :)

Przy opisie Waszych wędrówek w okolicach Modlina wdaliśmy się w dyskusję w której stwierdziłaś że powinnaś urodzić się chłopakiem ;)
Ta "przerwa na wąchanie macierzanki" stanowi dowód na to że jesteś jednak 100% kobietą! :mrgreen:

Posty: 27967
Rejestracja: niedziela 08 lut 2015, 20:46
Lokalizacja: Frankenstein

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podhalańskiego do Nowego Targu)

Postautor: Karolina Kot » czwartek 16 gru 2021, 00:22

Buba!
Na Twoim zdjęciu załapał się bardzo ciekawy obiekt!

Chodzi o tę fotografię:
Ruiny obserwatorium.jpeg
Ruiny obserwatorium.jpeg (173.17 KiB) Przejrzano 3681 razy


Są to ruiny pierwszego obserwatorium astronomicznego, zbudowanego tym miejscu w roku 1922 dzięki inicjatywie profesora Tadeusza Banachiewicza, dyrektora Obserwatorium Krakowskiego.
Niestety, w dniu 15 września 1944 roku, w odwecie za działalność partyzantów, Niemcy spalili ten ciekawy budynek.
Nowe obserwatorium jest młodsze od mojego Archimedesa i Waszego Busia, gdyż powstało w latach 2003 - 2007.
Jest udostępnione do zwiedzania dla turystów, a jego patronem został nikt inny, jak pan profesor Tadeusz Banachiewicz.

Wstyd przyznać, ale nigdy jeszcze na Lubomirze nie byłam.
"Wiele zabytków przeszłości, co jeszcze wczoraj istniały, jutro zniknie bezpowrotnie. (...) Obowiązkiem żyjących jest zebrać te ułomki i okruchy najdroższych pamiątek przeszłości i w pamięci przyszłych pokoleń zapisać..."

Posty: 27967
Rejestracja: niedziela 08 lut 2015, 20:46
Lokalizacja: Frankenstein

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podhalańskiego do Nowego Targu)

Postautor: Karolina Kot » czwartek 16 gru 2021, 00:30

A to cuś:

Ruiny nastawni kolejowej (1).jpeg
Ruiny nastawni kolejowej (1).jpeg (67.73 KiB) Przejrzano 3679 razy
Ruiny nastawni kolejowej (3).jpeg
Ruiny nastawni kolejowej (3).jpeg (66.76 KiB) Przejrzano 3679 razy
Ruiny nastawni kolejowej (2).jpeg
Ruiny nastawni kolejowej (2).jpeg (57.7 KiB) Przejrzano 3679 razy



to ani chybi dawna nastawnia kolejowa. Ciekawe napisy ma na ścianie.
"Wiele zabytków przeszłości, co jeszcze wczoraj istniały, jutro zniknie bezpowrotnie. (...) Obowiązkiem żyjących jest zebrać te ułomki i okruchy najdroższych pamiątek przeszłości i w pamięci przyszłych pokoleń zapisać..."

Posty: 2957
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podhalańskiego do Nowego Targu)

Postautor: buba » czwartek 16 gru 2021, 17:49

smar pisze:
buba pisze:Przerwa na wąchanie macierzanki! :)

Przy opisie Waszych wędrówek w okolicach Modlina wdaliśmy się w dyskusję w której stwierdziłaś że powinnaś urodzić się chłopakiem ;)
Ta "przerwa na wąchanie macierzanki" stanowi dowód na to że jesteś jednak 100% kobietą! :mrgreen:


Cos zapewne w tym jest! Toperz nie wąchał! Nawet jak mu pod nos podstawiłam to mowil "zabierz to zielsko bo zaraz zacznę kichac" :lol:

Posty: 2957
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podhalańskiego do Nowego Targu)

Postautor: buba » czwartek 16 gru 2021, 17:50

Karolina Kot pisze:Buba!
Na Twoim zdjęciu załapał się bardzo ciekawy obiekt!

Chodzi o tę fotografię:
Lubomir - ruiny obserwatorium.jpeg


Są to ruiny pierwszego obserwatorium astronomicznego, zbudowanego tym miejscu w roku 1922 dzięki inicjatywie profesora Tadeusza Banachiewicza, dyrektora Obserwatorium Krakowskiego.
Niestety, w dniu 15 września 1944 roku, w odwecie za działalność partyzantów, Niemcy spalili ten ciekawy budynek.
Nowe obserwatorium jest młodsze od mojego Archimedesa i Waszego Busia, gdyż powstało w latach 2003 - 2007.
Jest udostępnione do zwiedzania dla turystów, a jego patronem został nikt inny, jak pan profesor Tadeusz Banachiewicz.

Wstyd przyznać, ale nigdy jeszcze na Lubomirze nie byłam.


No niewiele zostalo z tego starego obserwatorium, ale fajnie ze budując nowe zostawili te schodki na pamiątke! To sie ceni, ze nie rozwalili! :D

Posty: 2957
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podhalańskiego do Nowego Targu)

Postautor: buba » czwartek 16 gru 2021, 17:53

to ani chybi dawna nastawnia kolejowa. Ciekawe napisy ma na ścianie.


Tez mi sie wlasnie wydawalo ze nastawnia. Tam obok przebiega linia, szukałam przed wyjazdem połaczen zeby tam wlasnie do Kasiny dojechac, ale stronka PKP mi mowila ze nic cholery nic nie jezdzi. A teraz z jednego forum sie dowiedzialam, ze jezdzi, w letnie weekendy (czyli wlasnie wtedy co chcialam 31 lipca w sobote) z Chabowki do Kasiny wlasnie i to pociag retro! Za parowozem! Wiesz jaka bylam zła??? Nie dosc ze dojechac w to miejsce jak poczatkowo planowalam trase - to jeszcze taka atrakcja! A PKP nawet o tym nie wspomnialo, skubance jedne!

A napisy masz na mysli te partyzanckie bojowe? ;)

Posty: 27967
Rejestracja: niedziela 08 lut 2015, 20:46
Lokalizacja: Frankenstein

Re: Przez Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce (z Makowa Podhalańskiego do Nowego Targu)

Postautor: Karolina Kot » czwartek 16 gru 2021, 19:50

Partyzancko - bojowe. ;)
"Wiele zabytków przeszłości, co jeszcze wczoraj istniały, jutro zniknie bezpowrotnie. (...) Obowiązkiem żyjących jest zebrać te ułomki i okruchy najdroższych pamiątek przeszłości i w pamięci przyszłych pokoleń zapisać..."


phpbb 3.1 styles demo

Wróć do „Pamiętnik Włóczykija”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości