I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

W dziale tym znajdują się opisy, zdjęcia oraz reportaże z wypraw i wycieczek
Posty: 3039
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba » czwartek 21 lis 2024, 17:39

Zjeżdżamy w dół z zapomnianych, górskich wiosek przy greckiej granicy. Ale opuszczonych miejsc wciąż nie będzie nam brakować. W końcu to Bułgaria! :) Nie bez przyczyny tak tu ciągle jeździmy! :)

Nie wiem czy już wspominałam o jednej z wielkich zalet szaraka na tutejsze warunki - wszystkie okna otwierają mu się do samego dołu. W skodusi np. tylne otwierały się tylko do połowy, więc kabak nie mógłby sobie pozwolić na zimny łokieć ;) W busiu otwierają się tylko przednie okna - środkowe i tylne są zaspawane na głucho. No i tu, przy tych 45 stopniach, można odkręcić na max wszystkie okna i nie obawiać się o zawianie zatok i uszu! A wnętrze auta wypełnia świeżość i zapach siana, tymianku, dymu czy co tam akurat okolica ma w ofercie. Piękna sprawa taki ciepły klimat!

W okolicy wsi Mandrica rzuca się nam w oczy jakaś zarośnięta ruina - zdecydowanie coś przemysłowego. A miał być postój tylko na kibelek ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W środku walają się całe stosy skrzynek z butelkami. Jakby to oddać do skupu to pewnie wyjazd by się zwrócił ;) Acz skądinąd gdyby istniały tu takie skupy to lokalsi by to już dawno obczaili ;)

Obrazek

Obrazek

Przystanki autobusowe pośrodku niczego. Ciekawe czy coś tu jeszcze czasem jeździ czy to pamiątka z innej epoki.

Obrazek

Obrazek

Mijamy opuszczone przysiółki...

Obrazek

Obrazek

... oraz takowe bardziej zamieszkane.

Obrazek

Przy drodze stoją różne perełki dawnej motoryzacji, w rozmaitym stanie rozmontowania i możliwości jezdnych.

Obrazek

Obrazek

Przejeżdżamy przez Iwajłowgrad...

Obrazek

... gdzie mijamy też kilka budynków, które sprawiają wrażenie porzuconych i nieużytkowanych od wielu lat.

Obrazek

Obrazek

Do jednego nawet próbuję zajrzeć, bo jakoś tak zechęca otwartymi na oścież drzwiami.

Obrazek

I tak wlazłam do biura. Do czynnego biura, gdzie dwie babeczki coś pisały na komputerach, a trzecia robiła kawę... Bardzo się zdumiały moim najściem, a ja nie wymyśliłam nic mądrzejszego jak to co zawsze - że szukam sklepu ;) One wskazały mi jakiś kierunek, a ja postanowiłam się szybko ewakuować, zwłaszcza, że po korytarzach owego przybytku biegało z ujadaniem 5 sporych kundli, a jakoś nie miałam ochoty uczestniczyć w owej psiej zabawie w berka.

Najbardziej opuszczona okazuje się malowniczo wkomponowana w chaszczory ciężarówka. Chyba Praga jak mnie wzrok nie myli.

Obrazek

Zaparkowała kiedyś na poboczu i... tak już zostało ;)

Obrazek

Ze środka jeszcze nie wszystko wypruli.

Obrazek

Obrazek

Nie wspominałam chyba jeszcze w tegorocznej relacji, że typowym, codziennym zajęciem w czasie bułgarskich wakacji - jest skubanie skarpetek z kolczastych kawałków ziół wszelakich, które uwielbiają się wozić na bubach. Nie wiem jak to jest, że ani toperza ani kabaka one tak nie atakują - tylko mnie! Skubię więc rano, wieczorem i w nocy wracając z kibelka. I setki razy w międzyczasie jak znajdę wolną chwilę. Albo jak już mnie tak kłuje, że wytrzymac nie mogę.

Obrazek

Z Iwajłowgradu kierujemy się na zachód. Trasa wiedzie m.in przez Krumowgrad, Momcziłgrad do Kyrdżali (idzie język połamać na tych nazwach). Po drodze towarzyszą nam fajne, górskie widoki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sympatyczni współużytkownicy dróg.

Obrazek

Obrazek

Gdzieś mniej więcej w okolicy Krumowgradu wjeżdżamy w rejon masowego występowania meczetów. Wcześniej nigdy w Bułgarii nam one nie wpadły w oczy, a już napewno nie w takich ilościach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kyrdżali okazuje się całkiem dużym miastem - nieporównywalnie większym od tych innych maciupkich miasteczek, które dziś mijaliśmy. Trochę nas to zaskakuje, bo z naszej mapy (widać dupianej) wszystkie wydawały się być wielkościowo podobne. Jeszcze bardziej jednak zaskakuje nas fakt, że ni cholery nie możemy się z tego miasta wydostać! Musimy wbić w małą, krętą i wiele razy rozgałęziającą się drogę, która zaprowadzi nas do zaplanowanych górskich wiosek. Jednak oznaczeń na skręty nie ma, a jeden, który udaje się napotkać - ma chyba 100 lat i wskazuje na krzaki. Jeździmy jak durni tam i z powrotem i tak totalnie gubimy się w tym mieście, że desperacja skłania nas do użycia nawigacji z toperzowego telefonu. Acz ona również dostosowuje się do sytuacji i prowadzi nas w ślepą drogę, kończącą się na czyimś podwórku. Jak widać Kyrdżali wygrało zarówno z tradycyjnymi jak i nowoczesnymi formami planowania trasy. Kyrdżali kontra my 2:0 ;)

Ale przynajmniej dokładnie obejrzeliśmy jakieś cygańskie dzielnice, o uliczkach czasem tak wąskich, że cieszymy się nieraz, że nie jedziemy busiem, bo on mógłby się w nich nie zmieścić. Zwłaszcza jak kable wiszą na 150 cm nad jezdnią ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ufff! Udało się w końcu dostać na właściwą drogę - dzięki wskazówce miejscowego. Ostatni rzut oka na pozostające w dole Kyrdżali...

A wracając jeszcze do nazwy tego miasta. Nie wiem dokładnie jak powinno się go czytać/wymawiać. Zapis bułgarski jest jednoznaczny - Кърджали. No ale już w naszej czcionce występuje zarówno w formie "Kyrdżali" jak i "Kardżali". W formie mówionej spotkalismy się też z wersją "Kerdżali". Bądź więc mądry i pisz wiersze!

Obrazek

Obrazek

... i wjeżdżamy w upragnione góry! A tam nas czeka chyba najciekawszy fragment naszej tegorocznej, bułgarskiej wycieczki! :)


cdn

Posty: 3039
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba » sobota 23 lis 2024, 21:29

Zadowoleni, że udało się zostawić już za sobą duże, hałaśliwe miasto, pniemy się wąską drogą w kierunku gór. Mijamy wioski Enczec, Zelenikovo, Blenika. Tutejszy rejon bardzo obfituje w meczety.

Obrazek

Koło Dażdovnicy podziwiamy widoki na zalew:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tam daleko w dole widać niedokonczony hotel z gatunku "moloch olbrzymi". Z tego co gdzieś czytałam, to jego budowa została dawno przerwana i można go już klasyfikowac jako miejsce opuszczone. Nieprawdaż, że namiot na dachu by się pięknie prezentował? Nie znajduję jednak w ekipie poparcia dla mojego, jakże to wspaniałego pomysłu ;)

Obrazek

Jedziemy więc dalej, a wokół nie brakuje fajnych widoków.

Obrazek

Mijamy różniste skały, które gdy dokładniej się przypatrzyć - to wyraźnie posiadają okienka wykute ludzką ręką. Jednak dostępne tylko dla orłów/sokołów. Albo linoskoczków.

Obrazek

Obrazek

Noclegu zatem szukamy gdzieś niżej. Nie ma tu z tym dużych problemów, bo wiaty i miejsca biesiadne są dosłownie co krok. Można się poczuć jak w Armenii! Chyba pół Kyrdżali w weekendy spożywa obiady i kolacje "na przyrodzie".

Ostatecznie zatrzymujemy się przy wiacie ze żródełkiem niedaleko wspomnianych skał. Obudowa naszego źródełka ma nawet bramkę obrotową ;)

Obrazek

Jest tu też pamiątkowa tablica, najprawdopodobniej ku pamięci darczyńcy czy założyciela tego przybytku.

Obrazek

Uprzedzając nieco fakty - we wszystkich tutejszych biesiadnych wiatkach napotykamy podobne napisy - w większości po turecku. W ogóle w tej okolicy jest inaczej niż w pozostałych częściach Bułgarii gdzie byliśmy - wieje egzotyką jak cholera! Po powrocie do domu sprawdziłam, że w rejonie Kyrdżali mniejszość turecka ma prawie... 65% !! Co ciekawe nigdzie nie spotkaliśmy podwójnych nazw miejscowości, jak to często bywa w przypadku podobnych terenów.

Tu już napis bardziej bułgarski. Ale nie wiem co to za "wodokanałprojekt" tu niegdyś zapodali. Nie podeszliśmy obadać. Chaszcz porządnie bronił budyneczku.

Obrazek

Nieopodal odkrywamy gniazdo szerszeni w drzewie, które wygląda jak jakaś tajemna skrytka. Kto by pomyślał, że skubańce bedą miały takie solidne drzwi do chałupy.

Obrazek

Obrazek

Sprzed namiotu mamy całkiem nienajgorsze widoki. Szczyty jeszcze długo błyszczą w wieczornym słońcu, a w doliny schodzi cień. Taki fajny cień, który nie powoduje zimna, a przynosi jedynie nowe zapachy, świeżość gór i jeszcze więcej cykadzich orkiestr.

Obrazek

Typowego miejsca ogniskowego tu nie ma, ale jest felga na nóżkach robiąca za całkiem fajny grill! Na grzanki wystarczy. Tu nie musimy się wieczorami dogrzewać przy ogniu :)

Obrazek

Obrazek

Do snu oprócz cykad gra nam śpiew muezina - najpierw z jednej pobliskiej wioski, a potem za 5 minut z drugiej, położonej gdzieś dużo dalej. Coś się chyba nie zgrali w fazie? Cały wieczór towarzyszy nam dużo migających świetlików, które idealnie widać na tle ciemnej ściany lasu.

Mamy też odwiedziny różnych miłych skoczków.

Obrazek

Obrazek

W takim to ładnym miejscu przyszło nam dziś nocować :)

Obrazek

Uwielbiam takie poranki. Kiedy człowiek wstaje wyspany, widzi słońce i ma świadomość, że przed nami cały dzień ciekawych przygód. I jutro też! I pojutrze! Takie poczucie niewypowiedzianego szczęścia, które wylewa się wręcz uszami! I do tego taki widok już z namiotu.

Obrazek

A spało się rewelacyjnie. Miękkie zioła stanowiły nam posłanie, a pobliskie drzewa na tyle osłaniały namiot od słońca, że przynajmniej do 10 stał sobie w półcieniu. Dodatkowo rozbiliśmy się na niewielkiej górce, więc moje manie prześladowcze, że w nocy ktoś po pijaku wjedzie w namiot - były zupełnie uspokojone.

Obrazek

Nieśpieszny poranek zawsze związany jest z praniem. To nieodłączny element każdej wycieczki. Jak widać na zdjęciach szaruś został już trochę udomowiony. Powoli zaczyna przypominać prawdziwy samochód, a nie jakiś dziwny, obco wyglądający twór. A nasza znajomość trwa dopiero kilkanaście dni ;)

Obrazek

Obrazek

Cieszymy się widokami, słońcem i piękną pogodą! Nie zawsze Bułgaria była dla nas tak łaskawa jak w tym roku! :)

Obrazek

Obrazek

Pewnie jakoś koło południa udaje nam się ogarnąć i ruszamy dalej górską drogą przez rozsiane na zboczach wioski. Tzn. kolejny postój jest tuż za zakrętem ;) Tu znów stoją wiaty - biesiadki. Te takie zatrącające nieco klimatem antycznym - na żłobionych kolumnach.

Obrazek

Obrazek

No i oczywiście jest źródełko! No jak to w ogóle sobie wyobrazić, że wiata mogłaby nie mieć źródełka!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu też wisi jakaś pamiątkowa tablica.

Obrazek

Nawet huśtawkę mają! :)

Obrazek

Dalej odchodzi ścieżka prowadząca nas do wodospadu.

Obrazek

Obrazek

Jest dość sucho, więc wodospad taki mało uwodniony. Chyba jednak nie będzie takiej solidnej kapieli jak w wodospadzie Skoka. ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... garia.html )

Obrazek

Obrazek

Co chwilę przy drodze otwierają się fajne widoki na zbiornik utworzony na rzece Arda.

Obrazek

Mijamy wioskę Padarci, z rozsianą po wzgórzach zabudową.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Coraz ciekawsze kształty mają góry pojawiające się na horyzoncie.

Obrazek

Formy skalne przy samej drodze też niczego sobie.

Obrazek

Za wioską postanawiamy wejść na jedną z pobliskich górek. Dosyć wolno się przesuwamy do przodu. Raz, że słońce dosłownie nas wtapia w skałę (tu jest chyba z 50 stopni!) a poza tym widoki na meandrujące wśród gór jezioro ciągle zmuszają do postojów na zdjącia :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

O dziwo ani tu, ani w innych miejscach, nie widać, aby ktoś się kąpał w tym zbiorniku. Łódki pływają, ktoś biwakuje na brzegu, są wędkarze - ale plażujących ni ma. Nie wiem czy brudne, czy muliste, czy żyją tu podwodne potwory, które regularnie pożerają śmiałków?

Wędrówce przygrywa powywanie muezina z meczetu w Padarci. Acz mamy podejrzenia, że to nie koleś śpiewa tylko puszczają pozytywkę z głośnika.

Na całej trasie wycieczki dominują jałowce i niewielkie sosny. I jakieś jeszcze inne iglaki, których nazw nie kojarze, a przypominają płożące się tuje rosnące w ogrodach, więc w wielu miejscach nie ma co zasłaniać widoków. A poza tym to co? Białe, sypkie skałki, węże, jaszczurki. Bardzo dużo jaszczurek! Zastanawiam się jak im się dupki nie przysmażą jak siedzą na tych kamieniach godzinami. Myśmy siedli na chwilę i zaraz nam sie przysmażyły! No poważnie - nie było opcji siąść na kamieniu bo jakby na blachę pieca się usadowić.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Trafił się też robal o ciekawym umaszczeniu.

Obrazek

Na sam szczyt chyba nie wyleźliśmy. Wykazaliśmy się sporą głupotą i nie zabralismy wody - tak ot poleźliśmy z pustymi rękami. Założyliśmy, że taka krótka wycieczka to nie trzeba targac tobołów. No ale im dalej się wspinaliśmy po rozprażonej skale - tym bardziej owa nieosiągalna tutaj woda urastała od niespełnionego marzenia do obsesyjnej żądzy. Na którymś etapie góry nas już przestały interesować, a rozmowy zaczynały błądzić już tylko wokół tematu wodospadów, źródełek, leśnych barów z chłodnym piwem czy napadaniu na innych turystów z oszczepem w celu pozyskiwania najbardziej niezbędnych dóbr. Na szczęście żadnych innych turystów (ani miejscowych) nie spotkaliśmy, bo kto wie, co by się mogło wydarzyć ;)

Zatem w dół. Kierunek - wodopój! :)

Obrazek

Dotarłwszy do szarusia rzucamy się jak obłąkani na butelki i wypijamy duszkiem chyba z litr. A kabak to chyba półtora. I potem jedziemy i na każdym wyboju bulgotamy jak bukłaki wypełnione cieczą pod korek!

Zdjęcia robię czasem z okna, bo toperz stwierdził, że nie będzie się zatrzymywał co 10 metrów. A nieraz idę po prostu za szarakiem, bo co chwilę odsłania się nowy, ciekawszy od poprzedniego widoczek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rzuca się nam w oczy kolejna przydrożna wiata - biesiadka, która wyróżnia się dużym poziomem ukwiecenia.

Obrazek

Jest tu jakoś tak wręcz domowo - jak w ogródku u jakiejś babci. Zadbane klomby, grządki... Wręcz się zastanawiamy czy to miejsce piknikowe dla turystów czy właśnie włazimy komuś na działkę?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zadaszony grill i wokół sporo naczyń, narzędzi.

Obrazek

Jest też oczywiście źrodełko. I kolejna tablica z tureckimi napisami:

“Rodzina Halila Hoca: Syn Fikriye - Erdinç, córka - Sevilcan, syn - Sali, ku pamięci.”

“Kiedyś płynąłem na odludzia, teraz wydobyli mnie na światło dzienne. Kto z mojej wody weźmie ablucję i odprawi modlitwę, niech Bóg go obdarzy rajem, niech miejsce Boże będzie jego.”

Obrazek

Mają tu nawet stałego lokatora! :)

Obrazek

Zatrzymujemy się na dłużej przy nadrzecznych ruinach.

Obrazek

Nie wiem co się tu dokładnie mieściło, ale jak głosi zatarty juz napis - było strzeżone i wstęp był zabroniony. Jak widać nie tylko ja mam niechęć do takich zakazów - napis jest wyraźnie ostrzelany.

Obrazek

A w ogóle to bardzo źródełkowy jest tu rejon - jedno np. bije spomiędzy betonowych płyt.

Obrazek

Woda jest lodowata. Tego nie ujęli w wiatę i poidełko, więc znalazło sobie ujście na dziko, w najbardziej nieprzewidzianym miejscu.

Obrazek

Właśnie stąd idziemy na kolejną wycieczkę. Płynie tu rzeka (na tej wysokości nie ma zbiornika), ale pozostało dużo urządzeń hydrotechnicznych, więc może kiedyś był zbiornik? Albo miał być? Jest most jak tama i kilka wież. Rzeka niestety nie zachęca do kapieli, dużo glona. Nie jest to, oględnie mówiąc, krystaliczny górski potok.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Takich wież stoi tu około 5 sztuk.

Obrazek

Obrazek

W oddali widać jeszcze jeden most. Stary bardzo, kamienny.

Obrazek

Idziemy w stronę skalnych zboczy. Kabak znajduje malutkiego żółwika i go ratuje, bo biedak upadł na skorupkę i nie umię się odwrócić, bezradnie machając odnóżami. To najmniejszy żółw jakiego widzieliśmy.

Obrazek

Wędrujemy sobie zatem dalej, mijając wszelakie skały, kamulce i co chwilę się otwierające nowe widoczki na góry skaliste, porosłe płowymi trawami lub oblepione skłębionym kożuchem zielonych zarośli.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Napotkaliśmy nawet bułgarski wariant "języka trolla". Może ciut niższy od oryginału, ale tu przynajmniej jest ciepło i nie ma ludzi.

Obrazek

Ale skalnej światyni tzn. dziwnych, wąskich okien wkutych w skale - nie znaleźliśmy. A wydawałoby się, że przeczesaliśmy w tym rejonie wszystkie podobne miejsca, no ale świątynia jak kamień w wodę. Ni ma. Poniższe zdjęcie pochodzą z googlemaps - tego czegoś szukaliśmy.

Obrazek

Trochę wygląda jak ten jęzor, na którym staliśmy. Ale od dołu też go oglądaliśmy i wnęk/okienek nie było. Wyraźnie mają tu więcej jęzorów??

O np. taki też mijaliśmy.

Obrazek

Albo może gdzieś tu się coś przyczaiło?

Obrazek

Jak wracamy to już nie ma żółwia, ale za to są krowy, które nie chcą zejść na bok ze ścieżki. Trzeba się przeciskać.

Obrazek

Obrazek

Kolejne wioski charakteryzują się tym, że leżą za rzeką, a prowadzą do nich malownicze bujane kładki. Nie wiem więc jak dojeżdża się do tych wsi - napewno nie tędy, po kładce od głównej drogi. Acz auta tam są, więc jakoś się musiały teleportować na tamtą stronę rzeki. A na mapach nie widać żadnych wyraźnych dróg od drugiej strony. Tajemnicza sprawa...

Tak się prezentuje mosteczek do wsi Nenkovo.

Obrazek

Obrazek

Rzeka na chwilę obecną przypomina raczej strumyk, ale wielkość całego koryta (i długość mostu) sugeruje, że nie zawsze tutaj bywa tak sucho.

Obrazek

Obrazek

Sklep, na który się nastawialiśmy, okazuje się być zamknięty. I to raczej nie od wczoraj ;)

Obrazek

Obrazek

Na łąkach pasą się owce.

Obrazek

I stoją snopki siana - a raczej ogromne kopy!

Obrazek

Po drogach włóczy się masa osiołków.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niektóre czekają na autobus.

Obrazek

Obrazek

Są też takie skubańce, które wylegują się na srodku drogi.

Obrazek

I nie ma opcji, aby takiego delikwenta przekonać, aby się przesunął choć o centymetr. Trzeba objeżdżać trawą :)

Obrazek

Obrazek

W mijanych wioskach dominują kamienne domy, o dachach z łupka lub z czerwonej dachówki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No i domostwa lubią być ukryte. Patrzysz kątem oka - niby pusta dolina. Dopiero po dokładniejszym spojrzeniu - o! tam jest wioska!

Obrazek

Docieramy do Vojnova. Podobnie jak do poprzedniego Nenkova - tu też prowadzi bujana kładka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ja też próbowałam, ale nie dałam rady. Widać kabaki to wersja ulepszona ;)

Obrazek

Obrazek
Ostatnio zmieniony sobota 23 lis 2024, 22:40 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.

Posty: 1862
Rejestracja: piątek 30 paź 2020, 09:37

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: smar » sobota 23 lis 2024, 22:34

buba pisze:...Jak to jest, że wyboistość drogi tak często idzie w parze z malowniczością okolicy?...


Bo bieda jest malownicza i nie jest to niestety żart...

Posty: 3039
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba » sobota 23 lis 2024, 22:40

Droga za Vojnovem robi się bardziej chropowato wygryziona, pofalowana, a widoki wokół jeszcze ciekawsze. Jak to jest, że wyboistość drogi tak często idzie w parze z malowniczością okolicy?

Obrazek

Obrazek

Czasem droga jest wykładana czymś, co wygląda jak betonowe podkłady kolejowe.

Obrazek

Obrazek

Przewieszone w dolinie bujają się jeszcze kolejne kładki.

Obrazek

Obrazek

Jak to człowiek nieraz widzi to co chce widzieć ;) Tu początkowo wydawało mi się, że jest to wagonik, który na linach jeździ przez rzekę ;)

Obrazek

Przejeżdżamy przez rewelacyjną skalną bramę.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Problem jedynie z szarakiem, który jest tak wściekle niskopodłogowy, że każda, choćby najmniejsza rozpadlina, powoduje upiorne zgrzyty i trzeba je pokonywać po wcześniejszej dokładnej analizie organoleptycznej i z prędkością taką, że wyprzedzają nas nie tylko żółwie, ale również ślimaki i dżdżownice.

Kolejna wioska nie wiem jak się nazywa, bo żadne mapy o tym nie informują. Na googlemaps jest podpisane "bloki pod tamą Borovica". I owa bezimienna wieś jest zupełnie inna od poprzednich, które dziś mijaliśmy. Wszystkie wioski miały miłą, pozytywną atmosferę, zachęcającą do zwiedzania i dłuższego pobytu. A tu, nie wiadomo skąd, pojawia się i narasta jakiś irracjonalny niepokój. Parkujemy na poboczu i widzimy kilka wraków aut i śmiejemy się, że tyle zostało z tych turystów, którzy tu poprzednio zostawiali swoje pojazdy ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W dalszej części wsi uderza nas smród gnijącego mięsa. Przy drodze leżą zwłoki kóz, chyba... Dosyć niekompletne, bo głównie kopytka i rozwleczone flaki. Zapach tego, rozprażonego słońcem, jak można się domyślać - jest oszałamiający ;)

Obrazek

Kawałek dalej stoi wiata typu biesiadka, ale też jest jakaś inna... W odróżnieniu od poprzednich mocno zapodaje aromatem żula. Jakby ktoś w niej mieszkał? Albo stare bety trzymał? Nie wygląda też na obiekt ogólnodostępny... Może tutaj turyści już rzadziej docierają?

Obrazek

Obrazek

Na ściance wisi strzelba, ale chyba zabawkowa. Nikt by chyba prawdziwej przy drodze nie wieszał i nie zostawiał bez opieki.

Obrazek

Nad źródłem wiszą pamiątkowe tablice dekorowane gipsowym ptactwem.

Obrazek

Obrazek

Napisy podobne jak przy innych źródłach.

"Mężowi, matce, ojcu i synom: Obyście mieli szczęście"

"Niech będzie dane wejść do raju tym, którzy skorzystają z tej wody, Oby spotkał ich raj za obmycie się i odprawienie modlitwy"

Powtórzonego trzykrotnie słowa "Külfalay" nie chce przetłumaczyć żaden translator. Nie wiem więc czy to jakaś nazwa własna czy lokalne zaklęcie ;)

Przy ujęciu wody wiszą dwa zdjęcia osób, chyba zmarłych, bo przypominają wizerunki umieszczane na grobach. Osobnicy o twarzach hmmm... dość charakterystycznych. Pierwszy facet. Nawet by wyglądał w miarę normalnie, ale te oczy... jest w nich coś przerażającego. Drugie zdjęcie nie wiem czy przedstawia chłopa czy babę. Zastanawiamy się kogo z tej dwójki bardziej byśmy nie chcieli spotkać ;) Potem idąc pod górę i widząc zmierzającą ku nam postać, która nas zaraz minie, wkręcamy się, że to pewnie będzie ono - to z fotki. I spojrzy nam w oczy - i co my wtedy zrobimy??

Obrazek

Obrazek

Ta ostatnia osada ma też zupełnie inną zabudowę. Sprawia wrażenie dużo nowszej niż poprzednie. W innych wsiach dominowały stare, kamienne domy - tu raczej są bloki i pozostałości jakby pokołchozowe.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gniazda w latarni nas urzekły! :)

Obrazek

Dalej droga wspina się serpentynami w stronę tamy. Widać ją w tle.

Obrazek

W skarpie jest wylot okrągłego tunelu, z którego wypływa woda ze zbiornika na górze.

Obrazek

Przy tamie jest szlaban i ochroniarz, który zabrania robienia zdjęć tutejszych urządzeń i w ogóle tej części zaczynającego się tu zbiornika Borovica. Puszcza nas za szlaban - obejrzeć można, przejść się kawałek, ale idzie z nami, więc nie ma za bardzo jak cyknąć fotkę potajemnie.

A tak w ogóle to jest miejsce, które nas sprowadziło w te tereny. Dwa lata temu znalazłam na necie zdjęcie wieży w zbiorniku i tego czegoś - leja w wodzie, jakby sztucznego wiru, gdzie woda zbiornika jakby się nagle zapadała w nicość. Dziś nie wygląda to aż tak spektakularnie - jest niski stan wody, więc betonowy lej wystaje nad powierzchnię wody i jest po prostu betonowym lejem a nie tajemniczym wirem prowadzącym w odchłań.

Zdjęcie z googlemaps:

Obrazek

Przez szlaban w stronę zbiornika próbuje też przejechać dwóch motocyklistów. Ochroniarz ich odławia i długo rozmawiają podniesionymi głosami. Zdecydowanie nie po bułgarsku.

Ochroniarz pozwala jedynie na zrobienie zdjęcia w stronę przeciwną niż jezioro. Z tamy w kierunku pozostawionej w dole bezimiennej wsi.

Obrazek

Dalej nie jedziemy. Zrobiło się późno, jazda szarakiem jest coraz bardziej upierdliwa, a droga waląca dalej w góry, oględnie mówiąc, traci na główności. Poza tym wszystko co było w planie tu zobaczyć - zobaczyliśmy. Może kolejna wioska jest jeszcze ciekawsza, no ale taka możliwość jest zawsze, dokądkolwiek byśmy nie dotarli. Zawsze ciekawi co jest za kolejnym zakrętem i czy właśnie nie to byłoby hitem wyjazdu.

Na powrocie widoki, niby już znane, ale nabierają nowego wyrazu z racji na podświetlenie ciepłym, wieczornym słońcem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czaple jakoś teraz powyłaziły. Wcześniej ich nie było. Może im było za gorąco?

Obrazek

Jedziemy ciesząc się widokami i dobrze spędzonym dniem - i prawie wjeżdża w nas wesoły dziadek! Na jednym z zakrętów wyłania się jak duch i wali naszym pasem prosto na nas. Nie hamuje - tylko cieszy ryja. Udaje się jakoś uciec na pobocze, przytulić do skały i uniknąć bliższego spotkania. Dziadek macha nam radośnie, tita klaksonem i jest tak uchachany i zadowolony z siebie jakby wjeżdżanie w inne auta było jego ulubionym hobby...

Są też owce. Kryją się w krzakach (może znają już dobrze dziadka - rajdowca?). Kabak mi pokazuje te owce, a ja jakoś je przeoczyłam i pytam: "ale gdzie? co niby tam jest?". A z krzaków odzywa się takie donośne BEEEEEE!! Jakby wyraźna odpowiedź na moje pytanie - i to z fochem "jak można nie zauważyć owcy!?!?!"

Potem inne owce pasą się na drodze.

Obrazek

Obrazek

Jakby się człowiek znudził owcami to są również krowy i osiołki. Do wyboru, do koloru.

Obrazek

Obrazek

A z bardziej przyziemnych tematów - to skończyło się nam żarcie. Mieliśmy nadzieję, że gdzieś na trasie, w którejś z wiosek, trafimy na jakiś sklep. No ale otwartego sklepu nie było. Dobrze, że przynajmniej wodę można nabrać w źródełku. Do miasta po ciemku jechać przecież nie będziemy.

Po drodze jest hotel Borovica, więc postanawiamy tam zajrzeć czy nie ma w nim jakiegoś sklepiku. Kupić można jedynie napoje, więc zaopatrzamy się w piwo i colę. Żarcie też w restauracji oferują, no ale tylko do godziny 20. A teraz jest już dużo później. Pytam czy może chociaż chleba albo kartofli nie mają na sprzedaż (jak potem sprawdzałam oba te słowa powinny być dla Bułgara w pełni zrozumiałe), ale barmanka obdarza mnie jedynie fochem gigantem i ostentacyjnie wychodzi na zaplecze. Już nie wraca. No trudno. Na stołach leży całkiem sporo chleba, takiego w koszyczkach na serwetce. Widać wschodnim zwyczajem dodają go do posiłków typu zupa i nie wszyscy klienci zjadają go w całości. No więc ja się z tym chlebem zaprzyjaźniam :) Nie chcieli sprzedać - to se wezmę za darmo :) To kolację i śniadanie mamy w jakims stopniu ogarnięte :)

Nasza skromna kolacja.

Obrazek

Podobną porcję chleba mamy na śniadanie. I 4 plasterki sera. I jedną cebulę (która niestety okazała się zgnita). Grunt, że mamy zaraz obok źródełko, więc w herbatach nie trzeba sie ograniczać. No bo nocujemy w tym samym miejscu gdzie wczoraj. Nie znaleźliśmy lepszego.

Kolejny cudny, słoneczny poranek u podnóża skał.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Namiot suszący się z rosy.

Obrazek

Biorąc pod uwagę nasze mikre posiłki, kabak nam przyrządza dodatkowo koktaile kwiatowe ;) Trzeba przyznać, że pachną ładnie :)

Obrazek

Obrazek

Ten rejon, na który w czasie tej wycieczki tylko rzucilismy okiem, można by zwiedzać miesiącami. Ile tu jest opuszczonych, kamiennych wiosek rozsianych po górach, przy jakiś zanikających ścieżynach, dostępnych jedynie pieszo, a naszym tempem by sie tam szło pół dnia. Osad, gdzie nie mieszka nikt, albo 1-3 osoby. Dojranci, Nebeska, Visoka, Avramovo, Szipka - to tylko niektóre, które udało mi się namierzyć na mapie. Ile bezimiennych szczytów, ukwieconych łąk, skalnych miast, jaskiń. Ile żółwi do uratowania! Ile osiołków do ominięcia! Myślę, że mieszkając w Kyrdżali bym się nie nudziła! A przynajmniej przez pierwsze kilka lat ;)

A my, trochę gonieni kończącym się czasem, ruszamy w stronę kolejnych malowniczych miejsc, których nigdy w Bułgarii nie brakuje! :)



cdn

Posty: 3039
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba » poniedziałek 02 gru 2024, 17:26

Opuszczamy płowe, osiołkowe skały nad Kyrdżali i jedziemy na północny zachód. Czasem mijamy fajne pojazdy...

Obrazek

Na popas zatrzymujemy się w ruinach jakiejś przydrożnej knajpy. Mieli tu duże, zewnętrzne grille i drewnianą konstrukcję wejściową, która przypomina bramy z Rumunii, takie np. z Karpat Marmaroskich. Teraz jest tu dużo cienistego chaszcza i ciszy - mimo że zaraz obok przebiega ruchliwa droga.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zmierzamy w góry koło Zabardo. Jest to część Rodopów. Trafiamy tu w zupełnie inny klimat i przyrodę niż tam nad Kyrdżali. Tu jest podobnie jak u nas - dużo chłodniej, świerkowe lasy, nawet cykad brak. Nie pachnie tymiankiem, ale za to aromat żywicy jest tak intensywny, że aż się od niego trochę kręci w głowie :) Ścieżki są korzeniaste a drzewa ogromne i grubaśne. Jak dawniej w Beskidach czy Sudetach - zanim dostali pierdolca z masową wycinką.

Obrazek

Aż tu nagle między drzewami zaczyna przezierać takowy widoczek! To tak dla przypomnienia, że jednak wciąż jesteśmy w Bułgarii!

Obrazek

Szukamy tu Cudownych Mostów (zwanych również Piękne Mosty, Magiczne Mosty, Mistyczne Mosty itp). Tak naprawdę to nie są mosty tylko ogromne, jasne jaskinie. Najbardziej znana jest ta największa, będąca jednocześnie najłatwiej dostępna.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Bokiem jaskini przepływa potok, który można przeskoczyć albo przejść przez malutką, drewnianą kładeczkę.

Obrazek

Ale dopiero obecność jakiejś postaci w kadrze pokazuje ogrom tej jaskini!

Obrazek

Boczna, wysoka i wąska brama, przez którą płynie potok.

Obrazek

Obrazek

Zagadka - znajdź bube i kabaka!

Obrazek

A na skałach sobie rosną pokręcone sosny.

Obrazek

Jaskiń jest tu więcej - sztuk kilka. Ale ich zwiedzanie to już wyższa szkoła jazdy, bo wyglądają jakby otwierały się w dół. Chyba tylko dla jaskiniowców ze sprzętem wspinaczkowym.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Teren wokół jest dość zagospodarowany turystycznie - są dwa schroniska, stoiska z pamiątkami.

Obrazek

Upstrzyli tu też krajobraz płotkami na punktach widokowych. Dobrze, że chociaż na zielono je pomalowali, a nie na jakiś majtkowy róż... Kurde naprawdę można się tu poczuć jak w Polsce - barierkoza i człowiek myśli, żeby bluzę ubrać bo chłodno ;)

Obrazek

Obrazek

Czasem udaje się szczęśliwie wykadrować, coby było widać tylko skały i las.

Obrazek

A na jednej ze skał ktoś pięknie wyrzeźbił Indianina! :) Aż przychodzą na myśl czeskie skały, gdzie za każdym rogiem inna rzeźba!

Obrazek

Kiedyś chyba mieli wizję zrobienia tu lunaparku z jeszcze większym rozmachem. Trafiamy na zarośnięte ławeczki w głębi lasu czy pozostałości tyrolki.

Mamy problem ze znalezieniem noclegu. Miejsce, które planowaliśmy na biwak, okazuje się być relatywnie blisko - ale za górami, przez które przeprawia się droga, której szaruś na bank nie przejedzie. Już tu jadąc ledwo rzęził na podjazdach. Fakt - Cudowne Mosty są na prawie 1500 m npm, więc trochu w górę było. Dolina jest tu dość wąska i nawet nie ma za dużo tzw. sralników, przydrożnych mini zatoczek, gdzie można by wcisnąć busia, nie wspominając już o namiocie.

Spotykamy wprawdzie chatkę po drodze i pojawia się myśl o jej zasiedleniu. To co widzimy na pierwszym planie to jest dopiero kompaktowe urządzenie: źródełko + grill! Niestety obecnie nie działa tzn. wody brak.

Obrazek

Do chaty prowadzą schody, które sugerują, że nie ma na nich jakiegoś bardzo dużego ruchu.

Obrazek

Drzwi jednak są zamknięte, można wleźć jedynie przez okno.

Obrazek

Widoki z przyzby są całkiem zacne.

Obrazek

Wnętrza dosyć mocno pachną żulem... Chatka byłaby fajna, ale trzeba by wywalić materace i kilka worów śmieci.

Obrazek

Obrazek

Poza tym zaczynamy mieć wątpliwości czy aby domek nie ma stałych bywalców? Na stole leży zaczęta paczka papierosów, a na szafce stoi tegoroczny kalendarz. I może oni wróca wieczorem i nie będą zachwyceni, że ktoś posprzątał według swoich gustów, śpi w ich łóżeczku, a w zagrodzie dla owiec stoi szaruś ;)

Jedziemy więc dalej w górę. Droga wyraźnie się zwęża. Przybywa dziur i końskich kup. Piłujemy na jedynce, a wyziew snujący się za nami zaczyna nieprzyjemnie pachnieć palonym plastikiem. A mówią, że stare diesle źle pachną. Ja tam wolę frytki niż topiony plastik... Jednocześnie trzeba jechać jak z transportem jaj, bo toto na każdej rozpadlinie trze brzuchem. Kurde tym autem nawet dżdżownicy nie można brać między koła, bo ją w łeb trzepnie!

I nagle naszym oczom ukazuje się piękna wiata na polance! Ja pierdziuuu! Tak jadąc totalnie w ciemno! Jak to się mówi? "Jak ślepej kurze ziarno"

Obrazek

I jeszcze 100 metrów dalej jest źródełko, więc w dzisiejszych apartamentach jest też łazienka. Woda jest tu fajniejsza niż wczoraj - zimniejsza i taka jakby bardziej mineralna. Ze świeżością gór, ziół i leśnych potoków.

Obrazek

Niedaleko jest prowadzona zrywka drewna za pomocą koni. Drwale przy pracy śpiewają.

Obrazek

Wieczorem chyba wracają w doliny. Przechodzą obok wiaty i miło nam machają.

Obrazek

Na naszej wiacie dodatkowo wisi fajna i rzadko spotykana tabliczka "miejsce palenia ognia".

Obrazek

Nie paliliśmy za dużo ognisk na tym wyjeździe. Raz, że jest bardzo sucho. Poza tym przy 40 stopniach jest jakby nieco mniejsze parcie na ogniska. No przedwczoraj było jedno - to w feldze :)

Bardziej na legalu niż tu - to już się chyba nie da :) I jeszcze obok jest źrodło, wiec można zalać tak, że będzie pływało.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Są więc dziś grzanki, ale niestety wieczór będzie bez herbaty. Rano się skończyła butla :( A nie zabrałam żadnego kubka, który chce włożyć w ognisko. No bo przecież nie włożę takiego w Muminki czy pamiątkowego z wyjazdu na Krym. Pijemy więc tylko domowe wino malinowe zakupione gdzieś przy drodze. No i wody też jest pod dostatkiem.

Odkrywamy też, że wiatę zamieszkuje niezwykle ogromne stado malutkich pajączków! Nie widzieliśmy jeszcze nigdy czegoś podobnego! Taki wysyp!

Obrazek

Wspominki też wiszą. Nawet w wiacie. W końcu to Bułgaria, gdzie zmarli wszędzie są wsród nas!

Obrazek

Dość długo kręcimy się po lesie i szukamy miejsca na namiot, coby było w miarę równe i jednocześnie osłonięte od drogi. Równy plac jest jedynie przed wiatą, ale tam się jest jak na patelni. A my jednak zawsze lubimy się nieco schować. Choć odrobinkę, coby nie leźć w oczy każdemu, kto przechodzi obok. A nasz nowy namiocik jest wiekszy od poprzedniego. W końcu jakoś udaje się go wklinować między drzewa, głazy, korzenie, kępy borówek i mrowiska. Jest nieco spadziście, ale przecież zjeżdżalnia to dobra rzecz ;) No ale przynajmniej głowa jest zdecydowanie do góry, więc jeden polar za poduszkę wystarczy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W nocy po lesie niesie się rżenie koni. Sporo się tu włóczy dzikich stad. To chyba dobry znak? Sugerujący, że nie ma niedźwiedzi?

I na koniec jeszcze trochę widoczków z drogi wijącej się w dół. Bo już zaraz po śniadaniu trzeba obrać kierunek Sofia. Jutro do domu...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

cdn

Posty: 3039
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)

Postautor: buba » wtorek 10 gru 2024, 17:28

I znów Sofia. Deja vu sprzed dwóch tygodni. Ten sam hotelik, ten sam senny recepcjonista. Ten sam śmietnik, przed którym parkujemy szaraka. Tylko szarak taki jakby bardziej przykurzony :) A wokół nasze miłe, cieniste osiedle. Teraz jesteśmy na tyle wcześnie, że możemy się tu na spokojnie powłóczyć i pozaglądać w rózne zaułki. Wędrujemy zatem ścieżynami wśród owocowych drzewek - normalnie jest tu jak w sadzie. Wiśnie, gruszki, mirabelki, orzechy!

Obrazek

Obrazek

Znów kabak buszuje po placach zabaw. To duża odmiana od tego co mamy przed domem. Oj czego tu nie ma! Jaka obfitość rozmaitych pojazdów i tajemniczych kul.

Na pierwszy rzut idą urządzenia pływające. Są łódeczki żaglowe...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

... oraz motorówki

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie brakuje też pojazdów lądowych. Autka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A to co? Kareta?

Obrazek

Lokomotywa?

Obrazek

Są też kule, gdzie można się wspinać i wewnętrz, i na zewnątrz.

Obrazek

Obrazek

Kula w barwach narodowych.

Obrazek

Kostka. Dość gęsto w środku wypchana szczebelkami. Jakby ich było o połowę mniej - byłaby chyba wygodniejsza do zabawy.

Obrazek

Ławko-wieszak

Obrazek

A tu po prostu zwykła drabinka

Obrazek

No i huśtawki rzecz oczywista! Normalne, na prętach.

Obrazek

Znajdujemy też rewelacyjną knajpę. Stoi w środku osiedla i wygląda jak typowa piwiarnia. Ale można tu też zjeść - kebabczeta, sałatki, frytki. Widok mamy na gęste krzewy i ledwo co przezierające bloki. Koty pod stołem, koty na kolanach. Sroki na płocie czekające na frytkę. Nie chce się wierzyć, że to stolica i uchowało się takie miejsce jak przeniesione z innej rzeczywistości.

Od ulicy prezentuje się dość zwyczajnie.

Obrazek

Zdecydowanie nabiera wyrazu od strony cienistych ogródków.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W gorszą pogodę i w środku mozna posiedzieć.

Obrazek

Obrazek

Jeden ze wspomnianych wcześniej sierściuchów :)

Obrazek

Ceny w knajpie początkowo wydają się nam dosyć wysokie, ale tylko do czasu zobaczenia wielkości porcji.

Obrazek

Obrazek

Ja pierdziuuu! Mogliśmy wziąć jedną i chyba by starczyło! Miejscowi mają tutaj taki spust?? Resztę wieczoru spędzamy więc jako toczące się kule, a na kolację pijemy tylko miętową herbatkę. A połowa porcji i tak została wkarmiona w koty i sroki ;)

Nieopodal trafiamy na mural, gdzie wymalowano jakiś lokalnych bohaterów.

Obrazek

Wieżowce, którym robiłam zdjęcia już ostatnio. Minęły dwa tygodnie, a one nadal mi się podobają :) Wytłaczane zdobienia (trochę jak te malowidła z wałka w starych domach. I dziwne rombowate okienka poddachowe.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Spore zagęszczenie klimatyzatorów i okienne kraty przywodzące na myśl siatkę ogrodzeniową.

Obrazek

Przyroda wkracza na betonowe place.

Obrazek

Ciekawy motyw pół ażurowej ścianki na parterze jednego z bloków.

Obrazek

Czy kiedyś tu była knajpa? Czy mieszkancy sobie klub w piwnicy zrobili? Czy może po prostu ktoś dał upust swojej sympatii do owego napoju?

Obrazek

Balkony na nóżkach. Chyba żeby nie odpadły?

Obrazek

Obrazek

A pod balkonami - kocia stołówka! Ale mi tego brakuje na naszym osiedlu! Żeby mieć takie swoje, półdzikie koty. Móc je dokarmiać, pomiziać, ale nie musieć więzić w domu.

Obrazek

Trylinkowe chodniki o dużym stopniu oszczędności surowca.

Obrazek

Obrazek

Szukaliśmy tego wideo-klubu "Aleksandra", ale nie udało się go znaleźć...

Obrazek

Częstym widokiem na osiedlu są miejsca biesiadne.

Obrazek

Tu dodatkowo napotykamy starą skrzynię po aptecznym ładunku. Transport maści oksolinowej, której termin ważności minął zanim ja się urodziłam ;) Ale by pasowała ta skrzynia u nas pod stołem - obok zielonej kuzynki po nabojach, przywiezionej niegdyś z poradzieckiej bazy na Łotwie. Acz głupio tak zajumać komuś skrzynię... No a poza tym przecież nie weźmiemy jej do samolotu! Pokusy więc nie ma!

Obrazek

Na obrzeżach osiedla jest park. Właściwie to według naszych, polskich standardów to las, bo tu są drzewa, krzaki, zarośla, a nie tylko ławeczki i beton.

Obrazek

Na skraju owego parko-lasu można znaleźć przyjemne artefakty dawnej motoryzacji.

Obrazek

Aż ciekawość zżera jakie skarby mogą się znajdować w takim garażu!

Obrazek

Tak wędrując zaułkami trafiamy pod bramy ZOO. Niestety jest już zamknięte. Czynne tylko do 18. Czy ZOO też jest utrzymane w klimatach osiedla i parku? Może tygrysy włóczą się alejkami i zjadają tylko co dziesiątego zwiedzającego? A na słoniach można pojeździć za dodatkową opłatą? Cieć nie chce nas wpuścić po godzinach pracy. Może jest coś na rzeczy z tymi tygrysami?? ;) Możemy więc tylko snuć domysły i podziwiać ogrodzenie z mozaiką oraz przestrogi dla odwiedzających.

Obrazek

Nie wiem czemu, ale urzekło mnie obrazowe ujęcie wrotkowicza wpadającego do zagrody z niedźwiedziami :) Nie tylko walnęli zakaz, ale próbowali wyjaśnić przyczyny.

Obrazek

No i zrobił się wieczór, a jutro trzeba wcześnie wstać. Pozostaje więc pewien niedosyt i niedopowiedzenie odnośnie klimatu tej okolicy i "zasięgów" mojej dzielnicy cudów.

A! I kupiłam jeszcze szczotkę. Moim zdaniem to szczotka do ściągania kurzu z półek albo do czyszczenia butelek. Taki fajny sklep był, że musiałam coś w nim kupić.

Obrazek

Szczotka jest nam potrzebna, aby pozamiatać szaraka zanim go oddamy. Nie wiem czy to coś pomoże, ale może chociaż będzie wyglądał jak brudne auto, a nie pojazd do przewozu siana i bydła ;) No ale wracając do szczotki. Toperz i kabak twierdzą, że to jest szczotka do kibla i ciągle się ze mnie śmieją. I twierdzą, że przynajmniej wszyscy na osiedlu będą mnie brać za miejscową, bo żaden turysta nie spaceruje ze szczotką do kibla w ręce ;)

Obrazek

Poszliśmy też na pocztę szukać pocztówek. Bez sukcesów. Mieli tylko takie z kwiatami "w dniu urodzin" czy z niemowlętami w bieli (chyba na chrzciny).

Obrazek

Ta Sofia to nam zupełnie wyszła w stylu naszych zimowych wyjazdów na małe, zadymione miasteczka! Tu w prawdzie nie zima, nie zadymione, a i miasteczko zdecydowanie nie małe - ale klimat i wątek przewodni jakiś taki mega zbliżony! :)

No i to by było na tyle jeśli chodzi o Bułgarię. Wracamy...

Obrazek

A tak się przedstawia Oława widziana z okien samolotu. I nasza wspaniała rzeka! Nasze miejsca ogniskowe! Ba! Nawet nasz dom widać! Ech... że też nie można wyskoczyć ze spadochronem! Byśmy już byli w domu i mogli się pakować na kolejny wyjazd, a nie włóczyć się po jakiś Wrocławiach przez kilka godzin!

Obrazek

W domu mamy jeden dzień na przepakowanie, pranie, wymianę map, ładowanie bateryjek, zgrywanie zdjęć, załadowanie busia - i jedziemy na tydzień w nasz ulubiony region Czech. W krainę grot, skalnych rozpadlin i ognisk. To ten bonusowy tydzień, który mamy dzięki lataniu samolotem :)


KONIEC


phpbb 3.1 styles demo

Wróć do „Pamiętnik Włóczykija”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości