Pomysł na ponowne odwiedzenie tego tajemniczego dla mnie miejsca, zrodził się kilka dni temu.
W styczniu minie dwa lata od pierwszej naszej wizyty, która zakończyła się fiaskiem z powodu obecności czterech rosły psów.
Tradycyjnie, punktem startowym staje się "Ciemny Kąt". To stąd rozpoczynamy trzykilometrową pieszą wędrówkę.
Co pewien czas, szczególnie przy skrzyżowaniach leśnych traktów, sporej wielkości tablice przypominają o zakazie wchodzenia na ten teren, takie informacje dodatkowo nas mobilizują, idziemy dalej co jakiś czas oglądając się za siebie.
Po dwóch kilometrach, zgodnie z naszymi oczekiwaniami, wchodzimy na wojskową- betonową drogę, której końcowy jej odcinku dość mocno zakręca w kierunku północnym, a tym samym doprowadza nas pod południową bramę.
Ciekawostką tej drogi jest zarówno jej nazwa (piąty kilometr) jak i daty wyryte na większości płyt.
Cały kompleks zamknięty jest podwójnym, wysokim ogrodzeniem a każde z nich zwieńczone potrójnym rzędem drutu kolczastego. Wzdłuż całego ogrodzenia tkwią smukłe, w całości pordzewiały latarnie ustawione w dwóch kierunkach, na plac i las.
Potężne bramy wjazdowe swym bytem, przerwały ciągłość ogrodzenia od strony południa, wschodu i północy.
Całe to miejsce zamknięte jest pierścieniem leśnym o szerokości kilku kilometrów.
Sforsowanie południowej bramy nie stanowiło trudności i juz po chwili znaleźliśmy się wewnątrz placu. Nasze dotąd głośne rozmowy automatycznie przestawiły się na szept.
Nieopodal wejścia odnajdujemy betonowy fundament z otoczką dość sporych rozmiarów nagwintowanych prętów na którym, w czasach świetności tego miejsca, spoczęło jakieś ustrojstwo do testowania tego co wyprodukowała HSW.
W drodze dokumentacji rejestrujemy kilka kadrów i kierujemy się dalej w kierunku północnym do budynków oddalonych o niespełna kilometr stąd.
Kolejna brama (wschodnia) stała się miejscem dłuższej obserwacji tego co przed nami. W oddali, pomiędzy drzewami i resztkami wysokich metalowych kikutów, które niegdyś stanowiły latarnie, majaczą sylwetki pierwszych zabudowań.
Dwa lata temu w tym właśnie miejscu do naszych uszu dotarły odgłosy szczekania psów- dzisiaj panuje cisza.
Zapadła decyzja, że ostatni odcinek z budynkami przejdziemy po zewnętrznej jego stronie.
Przeciskając się gęstwiną leśną, docieramy do pierwszych budynków. Kolejna przerwa na obserwację. W jednym z budynków dostrzegamy dwuskrzydłowe drzwi w których jedno z nich jest otwarte, zawartości wnętrza strzeże jednak zawieszona w nich jasna kotara.
W przeciwieństwie do pierwszego podejścia, moim oczom nie ukazał się widok małej dziewczynki w otoczeniu psów. Cisza, pustka żadnych oznak życia.
Ostatnia brama (północna) to duplikat obrazu jaki wyrył mi się w pamięcią będąc tutaj poprzednim razem. Wielka tablica informacyjna o zakazie wstępu na teren wojskowy a z boku niej nieco mniejsza z tekstem dającym do myślenia- "uwaga, złe psy".
Wielki ciężki łańcuch który nie tak dawno jeszcze niewolił bramę, dzisiaj zwisał luźno. Przez uchyloną bramę wchodzimy do środka.
Drzwi pierwszego niewielkiego budyneczku zabezpieczone zostały przed otwarciem niewielką cegłą, która bez żadnego oporu pozwoliła na jej przesunięcie a tym samym umożliwiła wglądu do wnętrza. Moim oczom ukazał się niewielki korytarz z którego w różnych kierunkach rozchodziły się pomieszczenia. Przyjemność zbadania wnętrza tego obiektu pozostawiliśmy na później.
Coraz bardziej śmielsze kroki, skierowaliśmy do głównego budynku, w którym jeszcze zza drutów, zaobserwowaliśmy otwarte drzwi.
Kilka stopni i znaleźliśmy się na niewielkim jakby tarasie. Wielki, stary fotel u boku którego spoczął stół przykryty ceratą, a pod nim sporych rozmiarów kojec dla psa wysłany kocem- dla mnie widok, który dodatkowo zaakcentował surowość tego miejsca.
W tym momencie w mojej głowie zaświecił się wielki znak zapytania, czy aby na pewno to miejsce jest opuszczone?
Odsłonięcie ciężkiej kotary ujawniło zawartość wnętrza tego pomieszczenia. Pierwszy szczegół jaki przykuł naszą uwagę to stary, wielki rower pozbawiony siodełka oparty o regał na wprost wejścia, a dopiero później dało się wyrwać ze szponów mroku kolejne kształty wyposażenia korytarza. Odniosłem wrażenie, że znajduje się w opuszczonym domu z licznymi ciekawymi gadżetami.
Analizę tego co spoczęło głębiej pomieszczenia przerwał nagły szelest wydobywający się z najciemniejszego zakątka korytarza, również w tym samym momencie mój wzrok spoczął na dużej misce do połowy wypełnionej jakąś potrawą.
Zarządziłem odwrót. W momencie wyjaśniania powodu mojej decyzji, za naszych pleców dotarło głośne ujadanie psa. Dość szybko ewakuowaliśmy się za bramę.
Kto tam był prócz psa, tego nie dowiedzieliśmy się. Dlaczego pies tak późno zareagował na naszą obecność pomimo tego, że odgłos kruszącego się pod butami szkła zapewne zdradził nas już wcześniej, na to też nie znaleźliśmy racjonalnego wytłumaczenia. Pewne jest, że w nie dalekiej przyszłości raz jeszcze podejmiemy próbę przebadania tego terenu.
1/2