Z ogromną przykrością chciałabym poinformować, że mój stary Archimedes miał kilka godzin temu wypadek, zaliczył groźną kolizję z dzikiem. Auto jest rozbite, na zdrowy rozsądek nadaje się tylko do kasacji. Jego naprawa znacznie przekroczy jego wartość rynkową.
Nic nie mogłam zrobić, zwierzę wtargnęło tuż przed maskę i było naprawdę duże. Pozbierało się po kolizji i uciekło, ale jestem pewna, że ma połamane żebra. Nam się absolutnie nic nie stało. Zdarzenie miało miejsce w Czajowicach pod Krakowem, nieopodal wapiennika, w rejonie, w którym - zwłaszcza nocami - dochodzi do wielu wypadków (teraz już rozumiem, z jakiego powodu). Wiedziałam o tym i zdjęłam nogę z gazu, Arczek mógł jechać około 60 km/h.
Auto po wypadku zatrzymało się tuż obok krzyża upamiętniającego czyjąś śmierć. Ktoś miał mniej szczęścia...
Na dobitkę, podczas podróży do domu lawetą, o mały włos nie wpadliśmy na stado saren, wyżerających na poboczu resztki z opakowań po jedzeniu.
Ja wiem, że to tylko samochód, bardzo się ciesze, że jesteśmy cali i zdrowi, naprawdę martwię się o dzika, ale dla mnie to stare auto jest wyjątkowe.
Przyjaciół nie oddaje się na złom tylko dlatego, że im się w życiu przytrafił Dzik Przeznaczenia i mają facjatę z lekka poobijaną. Muszę to przemyśleć, teraz jestem bardzo na świeżo i po prostu, tak po babsku - no płakać mi się chce!