Kaplica pod wezwaniem świętej Barbary w Bukownie - Tłukience, wybudowana została około roku 1870, obok nieistniejącego już szybu kopalni rud cynku i ołowiu "Ulisses".
Jest to prosta budowla jednonawowa, z półkolistą absydą oraz wieżyczką nad wejściem. Całość wzniesiono z kamienia łamanego oraz cegły. Fundatorami byli zapewne górnicy z kopalni „Ulisses” i „Jerzy”, którzy nadali świątyni wezwanie swojej patronki, świętej Barbary, mającej ochraniać ich podczas niebezpiecznej pracy przed nagłą śmiercią.
Kościółek był użytkowany przez całe dziesięciolecia, ale wraz z likwidacją pobliskich zakładów jego znaczenie malało. Coraz mniej wiernych pojawiało się na nabożeństwach. Wreszcie kaplicę przestano użytkować. Drzwi zamknięto masywną kłódką.
Chociaż kościół od dawna nie jest już używany, w jego wnętrzu zachowało się praktycznie całe wyposażenie, niestety, w większości współczesne. Na dziedzińcu, przed wejściem do kruchty, nadal wznosi się podniszczona nieco figura Matki Boskiej. U jej stóp ludzie często układają znicze i świeże kwiaty co stanowi dowód na to, iż miejsce to nie jest jeszcze całkowicie zapomniane.
Opuszczoną kaplicę w Bukownie zauważyłam przypadkiem, przejeżdżając w pobliżu. Zaintrygowała mnie. Zrobiłam jej kilka zdjęć z zewnątrz i nagle dostrzegłam wysoko umieszczone okienko pozbawione szyb. Raz kozie śmierć!
Niewiele myśląc - z niemałym trudem - wdrapałam się po ścianie i wkrótce usiadłam na parapecie. Ta nieco nielegalna eksploracja opłaciła się - mogłam uchwycić w obiektywie aparatu wnętrze niepotrzebnej już nikomu, starej świątyni i zachować je dla kolejnych pokoleń. Moje zdjęcia powstały w roku 2010.
Dziś obiekt ogołocony jest z całego wyposażenia.
Oto fragment traktujący o kaplicy św. Barbary w Bukownie znalazłam w książce „Ognie w pirytach”, napisanej przez Jana Waśniewskiego z Bolesławia.
Czytamy w niej:
„...Nadszedł dzień świętej Barbary. Wschód zapalił się jaskrawą,
czerwoną zorzą... Było wietrzno, zimno, lecz pogodnie. Na
stwardniałej grudzie placu przed izbą zborną krzątali się handlarze,
rozbijając kramiki. Zgrabiałe na mrozie ręce rozpościerały na
tykach sztywne płachty namiotowego płótna i wyrzucały towar z
łubów i z worków na prowizoryczne lady.
Zaroiło się od robotników, kobiet i dzieci, a cienkie głosiki dopominały
się natarczywie o prezenty. Najprzód jest nabożeństwo,
najprzód modlitwa! – reflektowali poważni ojcowie napierających
się malców.
W kapliczce kopalnianej tłoczyła się gęstwa ludzka, głowa przy
głowie. Buchnęła długa tradycyjna pieśń do Świętej Barbary. Nieuczony
chór huczał modlitwą, w której prężyło się dostojeństwo
twardej jak granit pracy, przewijała prośba o odwrócenie nieszczęścia,
dźwięczała silna wiara ludzi, co od pokoleń dzień po
dniu schodzili w podziemia grążyć twarde skaliska wśród mroku,
w trudzie i pod grozą śmierci...
(...) Między czarnym mrowiem ludzkim snuło się kilkunastu
górników w paradnych czarnych uniformach. Złote guziki biegły
im dwoma skośnymi rzędami od piersi ku klamrze pasa. Lśniące
pióropusze ich małych okrągłych czapeczek trzęsły się na wietrze...”
Kościółek świętej Barbary, chociaż jest jednym z ostatnich górniczych symboli w okolicy, znajduje się dziś w nie najlepszym stanie.
Nie wiadomo, jak długo jeszcze przetrwa bez remontu.