Nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że będę miała cokolwiek więcej do powiedzenia w tym temacie, poza żartami na temat Baggera, ale tak się akurat złożyło (a podobno nie ma w życiu przypadków), że właśnie miałam okazję rozmawiać z osobą, która na podobnej koparce przepracowała ponad 30 lat. Pan Jerzy co prawda obsługiwał koparki w zakładzie KPP Maczki - Bór, które były trochę inne, większe, ale wyjaśnił mi w skórcie na podstawie zdjęć, co do czego służyło w takim urządzeniu.
Prezentowana maszyneria to koparka wielonaczyniowa, czerpakowa, najprawdopodobnie wyprodukowana gdzieś w Niemczech. Napędzana była silnikami elektrycznymi o dużej mocy, znajdującymi się w górnej części urządzenia (to ten duży, zabudowany element). Silniki zasilane były kablem elektrycznym i było ich kilka. Największy odpowiadał za rozruch całego urządzenia (główny silnik zasilający), miejsze służyły do napędzania taśmy wysypu oraz taśm podających i organu urabiającego.
Każdy silnik włączało się i wyłączało niezależnie od siebie, w odpowiedniej kolejności, niejako od końca.
A więc najpierw operator uruchamiał ostatnią z taśm, potem środkową, następnie pierwszą i dopiero, gdy taśmociągi były już w pełnym ruchu - włączał koło z czerpakami. Wyłączanie maszyny odbywało się w odwrotnej kolejności, z tym, że koparki pracowały całą dobę, także nocą, będąc oświetlone "jak choinki w Boże Narodzenie". Pracownicy obsługiwali je w systemie zmianowym 12/24 (12 godzin w pracy, 24 godziny przerwy i znów 12 godzin pracy).
Najważniejszą częścią koparki był tzw. organ urabiający, czyli widoczna na zdjęciach tarcza - koło frezowe z czerpakami (popularnie zwanymi przez pracowników "wiadrami"). W tym modelu "wiader" jest osiem, ale zdarzały się urządzenia z większą ilością czerpaków np. w kopalni Turoszowice. Czerpaki nabierały urobek i zrzucały go na pierwszą taśmę podającą, którą materiał jechał następnie w górę, by dostać się na krótką drugą taśmę podającą, a na koniec na tzw. taśmę wysypu. Na końcu taśmy wysypu znajdowały się dwa zsypy: prawy i lewy, którymi podawało się wydobyty piasek na wagony.
Urządzenie posiadało u podstawy dwie gąsienice, co w tym przypadku umożliwiało ruch jedynie do przodu i do tyłu. Zdarzały się jednak koparki z trzema gąsienicami, co pozwalało na częściowy obrót całego urządzenia. W prezentowanym modelu ruchome były jedynie taśma podająca z kołem frezowym oraz taśma wsypu. Mogły się obrócić w sumie o 270 stopni.
Widoczny na samej górze machiny hak to część suwnicy linowej, rodzaju windy, którą podnosiło się w górę elementy np. służące do naprawy koparki.
Ze względu na wielkość urządzenia tego typu obsługiwane były zazwyczaj przez 2 - 3 operatorów. Hałasowały niemiłosiernie, jednak najbardziej uciążliwymi odgłosami były dźwiękowe sygnały dla pociągów podjeżdżających na załadunek, z czasem zamieniono więc dźwięki na sygnalizację świetlną. Wbrew pozorom awarie nie przytrafiały się często. Czasem blokowały się taśmy i należało je wówczas - oczywiście po zatrzymaniu urządzenia - wyczyścić za pomocą łopaty.
Wraz z panem Jurkiem próbowliśmy ustalić, ile urobku zazwyczaj udawało się uzyskać w czasie dniówki (12 godzin). Mój rozmówca zapamiętał, że koparki były w stanie zapełnić 16 - 20 składów towarowych po 16-18 wagonów każdy. W jedym składzie mieściło się ponad 500 metrów sześciennych piasku. Bardzo dużo.
Niestety, na terenie KPP Maczki - Bór, gdzie pan Jerzy pracował, nie zachowała się ani jedna koparka (były dwie: większa i mniejsza oraz dwie zwałowarki). Wszystko to sprawia, że sfotografowane przez kolegę RUBEXa urządzenie jest już niemal reliktowe.
Rysunek poglądowy z opisem, co i jak, postaram się zamieścić jutro.
"Wiele zabytków przeszłości, co jeszcze wczoraj istniały, jutro zniknie bezpowrotnie. (...) Obowiązkiem żyjących jest zebrać te ułomki i okruchy najdroższych pamiątek przeszłości i w pamięci przyszłych pokoleń zapisać..."