A oto bardzo ciekawy artykuł, a raczej pisemna opinia pana Jacka Kamińskiego z Rybnika, architekta i właściciela "Galerii pod Manekinem".
Muszę przyznać, że z wieloma zarzutami/obserwacjami, zwłaszcza jako miłośnik autentycznych reliktów przeszłości, osobiście jak najbardziej się zgadzam.
Dlaczego lampka ze sklepu robi za eksponat w Muzeum Śląskim?
Oglądam wystawę "Światło historii" w Muzeum Śląskim z niepokojącą refleksją: Czy muzea powinny w swych murach chronić przedmioty bez wartości historycznych i artystycznych?
Minął rok, gdy po wielu trudach, awanturach politycznych, dzięki wysiłkowi naukowców i organizatorów, wystawa "Światło historii" w Muzeum Śląskim udostępniona została publiczności. O tym miejscu tym na łamach "Gazety Wyborczej" pisali wybitni historycy sztuki, jak pani profesor Ewa Chojecka - w szeroki, filozoficzny wręcz sposób i Leszek Jodliński - bardziej praktycznie, jak na profesjonalistę, praktyka, dyrektora takich placówek przystało. Ich obserwacje i przemyślenia były ważnym głosem w dyskusji, co świadczy o randze Muzeum i jego znaczeniu dla nas.
Fałszywy obraz przeszłości
Temat, który poruszę, nie dotyczy tylko tego miejsca. W całym kraju powstają nowe placówki, a stare ekspozycje muzealne są zmieniane. Pojawiają się multimedia, nowe sposoby ekspozycji, czasem świetne, przyciągające uwagę sztuczki scenograficzne. Ale równocześnie obserwujemy zjawisko, które można nazwać drogą na skróty. Po co męczyć się kwerendami, polowaniami na eksponaty, uciążliwą renowacją, skoro można wstawić atrapy? Pojawiają się pytania. Czy tak powinno być? Czy muzea ponosząc znaczne koszty powinny w swych murach chronić przedmioty bez wartości historycznych i artystycznych? Czy spełniają one funkcję edukacyjną? Czy osoby zwiedzające, bez fachowego przygotowania (czyli zdecydowana większość) nie zostaną wprowadzone w błąd? Czy najmłodsze pokolenie nie wytworzy sobie fałszywego obrazu przeszłości? Być może, jako osoba od ćwierćwiecza zajmująca się obrotem antykami i starociami (niestety z przewagą tych drugich) patrzę zbyt wąsko, lecz i taki głos w dyskusji jak sądzę może się przydać.
Sztukaterie, i złocenia, ale wszystko sztuczne
Przejdźmy zatem muzealną trasą na wystawie "Światło historii" i oczami miłośnika autentyzmu podziwiajmy wspaniałe eksponaty i popatrzmy na te, które nie cieszą do końca.
Zaczynamy w kopalnianej łaźni łańcuszkowej, która choć wybudowana od podstaw robi doskonałe wrażenie. Spękane płytki, zacieki, podniszczone arbaitancugi idealnie odwzorowują oryginał. Jednak wkrótce styropianowe romańskie arkady psują efekt. Magnacki salon rozczarowuje. Wprawdzie są i sztukaterie, i złocenia, ale wszystko sztuczne. Może nie dało się sprowadzić oryginału, lecz czy ktoś próbował? Czy były prowadzone jakiekolwiek działania, by sprowadzić takowy z Francji lub Dolnego Śląska, gdzie wiele takich skazanych jest na zagładę? Historycznie byłoby to uzasadnione, a uzyskalibyśmy wysokiej klasy dzieło. (Na marginesie; wawelskie piece kaflowe i kurdybany też nie pochodzą z tego zamku). Jeśli opcja o której piszę byłaby niemożliwa, to przynajmniej drzwi powinny być oryginalne. I zamek z okuciem. Może się bowiem zdarzyć, że dziecko zwiedzające wystawę w Muzeum Śląskim wydedukuje, iż klamek wówczas nie znano.
Gdzie jest szkło z epoki?
Przejdźmy do kolejnej strefy - przemysłowej. Jest tam wspaniała klapa pieca hutniczego na prowadnicach z szyn kolejowych, wisząca na łańcuchach. Wszystko z. plastiku (żywicy). Stalowa jest za to posadzka. Lecz o ileż przyjemniej (i prawdziwiej) byłoby stąpać po żeliwnych, ryflowanych płytach, jakimi wykładano hale przemysłowe, a które zachowały się jeszcze w wielu miejscach. Kilka pomieszczeń dalej trafiamy na autentyczny magiel i kołyskę. Bezsensownie zamknięte w gablotach, droższych od eksponatów. A ich akurat przed zwiedzającymi chronić nie trzeba. Odtworzono również wiejską izbę. W ścianie otwór sklepiony łukowo. Pod nim prostokątne okno. Tak się nie robiło, ale stolarzowi wystawy było łatwiej. Nie wiem tylko, dlaczego okno nie posiada okapników i parapetu? Dlaczego posiada współczesne klamki, mocowane krzyżakowymi śrubami? Dlaczego szklone jest floatem, a nie szkłem z epoki? Ówczesne, było lane, nierówne, z pęcherzykami powietrza. Załamywało świat przez nie oglądany, żyło. Czy nie lepiej, prościej i taniej było wmontować oryginał z rozbiórki?
Porcelana jest nowiutka
Wewnątrz izby bifej i roma poddane "konserwacji". Zamiast szuflad - przybite deski, brak uchwytów. Nad całością pomieszczenia belki sugerujące sufit. Dlaczego nie rozbiórkowe z epoki, a pozbijane z desek?
W izbie szkolnej imitacja tablicy i kątomierz poskręcany śrubami krzyżakowymi. Również imitacja okna przecięta na pół. W jakim celu? Mogłaby być eksponatem na targi budowlane, w muzeum zadziwia swym bezsensem. W sali powstańczej namazany ganc ajnfachowy adler (całkiem nieudany orzeł). Polskie godło. Czy w żadnym magazynie muzealnym nie było oryginału? Haftowanego, drukowanego, malowanego?
Spacerujemy międzywojenną uliczką. Uproszczone witryny sklepowe. Mogły i takie wówczas już być, lecz neobarokowe klamki kupione w hipermarkecie zamontowane przy drzwiach - niestety nie. Tak samo nie mogło być części porcelan tam eksponowanych, gdyż są nowiutkie.
Czas na temat wagi ciężkiej - polski schron bojowy. Niby jest, ale jakiś mizerny. Ściany o połowę za cienkie. Zbrojenie to druciki w minimalnej ilości. Brak kruszywa w ścianie. Strzelnica ze ściankami pochyłymi ku środkowi, chyba by wraży pocisk lepiej wpadał do środka (w oryginale były uskoki lub płyta pancerna). Nieco dalej gabinet hitlerowskiego gauleitera. I lampka nabiurkowa - nówka prosto ze sklepu. Wagon kolejowy - kopia. Czy na żadnej bocznicy nie było oryginału? A jeśli był, to czy nie powinien trafić do muzeum, zamiast do huty?
Kupiłem bilet do Muzeum Śląskiego. Mimo wszystko warto
Zaczyna się PRL. Wczesny. Siermiężny. A w zainscenizowanej toalecie wszystko z hipermarketu. Nówki na gwarancji. Tak łatwiej, nie trzeba szukać w rozbieranych ruderach, antykwariatach czy targach staroci. Łatwo, ale nieprawdziwie.
Doskonały pomysł z małym fiatem, którym przemycano papierosy, tylko że wówczas do Berlina czy Wiednia jechały pewexowskie Marlboro i Pall Malle, a nie polskie wyroby papierosopodobne, bo tam nikt by ich nie kupił.
Kupiłem bilet na wystawę historyczną w Muzeum Śląskim i mimo wymienionych niedociągnięć uważam, że było warto. Dziękuję muzealnikom i miłej towarzyszce zwiedzania. Zachęcam wszystkich do odwiedzenie tego miejsca i zapraszam, do dyskusji - czy upodabnianie się muzeów do parków rozrywki jest nieuniknione? A może da się połączyć masowość z jakością?
katowice.wyborcza.pl
"Wiele zabytków przeszłości, co jeszcze wczoraj istniały, jutro zniknie bezpowrotnie. (...) Obowiązkiem żyjących jest zebrać te ułomki i okruchy najdroższych pamiątek przeszłości i w pamięci przyszłych pokoleń zapisać..."