Będzin - Góra św. Doroty - zaklęty pustelnik

Posty: 6
Rejestracja: poniedziałek 23 lis 2015, 20:21
Lokalizacja: Będzin

Będzin - Góra św. Doroty - zaklęty pustelnik

Postautor: Tomirad » poniedziałek 23 lis 2015, 21:25

Legenda łagiska - Zaklęty pustelnik

Przy polnej drodze, co dawniej prowadziła od północno-zachodniego krańca Łagiszy przez Grabis do Malinowic, widniał niegdyś - no lewej stronie - na wzgórzu krzyż. Według starych ludzi we wnętrzu tego wzgórza znajdować miał się pustelnik.

Przed wielu wiekami, gdy tutejsze okolice były porosłe gęstym borem, zjawił się w tych stronach jakiś pustelnik wędrowny, który obrał sobie siedlisko na wzgórzu. Nikt z mieszkańców wioski nie dowiedział się nigdy, jak się zwał, kim był i skąd przybył. Osiedliwszy się na wzgórzu, pobudował sobie schronisko z gałęzi drzew, a później własnymi rękami wzniósł kapliczkę z smukłą wieżyczką, w której umieścił drewniany dzwonek - klekotkę. Przez wiele lat żył sobie wśród boru, nie zjawiając się nigdy w wiosce. Ludzie widywali go nieraz z daleka, jak chodził po lesie zbierając jagody, grzyby i korzonki. Wiedzieli, że istnieje i że trzy razy dziennie, o świcie, w południe i o zmierzchu odezwał się suchy klekot dzwonka z wieżyczki kaplicznej. Mieszkańcy wioski tak się przyzwyczaili do owego klekotania, że gdy pewnego ranka nie usłyszeli go, ruszyli gromadnie, aby przekonać się co się dzieje z pustelnikiem. Po przybyciu na miejsce, przekonali się, że szałas i kapliczka zniknęły, jakby ich nie było. W zabobonnym strachu wszyscy nawrócili z powrotem do wioski, a w jakiś czas potem, zupełnie o wydarzeniu zapomnieli.

Pewnego dnia, szedł sobie drogą do Malinowic, jeden z gospodarzy łagiskich. Gdy zbliżył się do wzgórza, zjawił się przed nim nagle, jakby z ziemi wyrósł, siwy starzec w stroju zakonnym, który rzeki do niego: "Człowieku dobry! Już tyle czasu czekam na ciebie! Tyś mój wybawiciel! Jestem zaklętym pustelnikiem, który tu przed lat przybył i mieszkał na tym wzgórzu. Za moje nieprawości, za znęcanie się nad moimi poddanymi, Bóg mnie ciężko ukarał. Chcąc go przebłagać, postanowiłem odpokutować za popełnione winy, żyjąc w odosobnieniu i przyrzekając sobie, że już nigdy nie skrzywdzę nawet zwierzęcia. Żyłem przez wiele lat szczęśliwy, spędzając czas na modlitwie. Pustelnia była moim domem, zaś bór i zwierz leśny towarzyszami. Byłby Bóg przyjął moją pokutę, lecz pewnego dnia odezwały się we mnie dawne namiętności - znów skrzywdziłem człowieka, który z ciekawości zaglądnął do mojej pustelni. Po tym czynie, zapadłem się z woli bożej wraz z moją pustelnią i kapliczką. Ty mnie możesz wybawić. Weź mnie pod rękę, bo widzę żeś odważny i prowadź na cmentarz famy* do Grodźca.

"- A po cóż wy pod wieczór chcecie na cmentarz - zapytał starca gospodarz. Na to odparł pustelnik:
- powiem ci, lecz na miejscu. Teraz jednak uważaj, byś się nie oglądnął, gdy usłyszysz za sobą jakieś krzyki i hałasy. Będą one powodowane za sprawą sił nieczystych, które jednak tobie nic złego wyrządzić nie mogą, gdyż nie mają mocy nad tobą."


Odważny chłopek chwycił starca pod rękę i prowadził wprost na "Dorotkę", aby skrócić drogę. Zaledwie uszli niewielki kawał drogi - zmrok zaczął zapadać, zerwał się wicher okrutny, hucząc i wyjąc jak stado potępieńców. Nad głowami idących zjawiły się gromady czarnego ptactwa, potem jakieś ognie buchały z ziemi to z lewej, to z prawej strony ścieżyny. Nie zważając na te "dziwy", szedł nasz gospodarz odważnie, nie oglądając się poza siebie. Już stanął z pustelnikiem na szczycie dawnego "hrudka", skąd majaczyła sylwetka kościółka w Grodźcu, gdy spostrzegł, że nad głową jego wisi olbrzymi kamień, na cieniutkim sznurku. Przestraszył się niezmiernie. Uskakując w bok, odruchowo oglądnął się wstecz. W tej chwili usłyszał przeraźliwy śmiech w powietrzu, a zarazem spostrzegł, że pustelnik zniknął. Zmartwił się więc chłopina, że przez swoją nieoględność i strach nie pomógł pustelnikowi do wybawienia. Wrócił smutny do wioski. Zastanawiał się w jaki sposób znikł mu starzec. Przecież nie zapadł się w ziemię, ani nie porwały go złe duchy, a jednak przepadł jak kamień w wodzie. Głowiąc się nad tym zjawiskiem, stwierdził, że pustelnik powrócił do swej zapadniętej wzgórzu pustelni. Na drugi dzień opowiedział o wypadku sąsiadom, którzy po naradzie postanowili na wzgórzu postawić krzyż Ruszono gromadą na wzgórze i ze zdziwieniem wykryto na jego szczycie dziurę, prowadzącą do wnętrza. Dziura była tak głęboka, że najdłuższe tyczki nie dosięgały jej dna. Ktoś pochwycił kamień i rzucił do dziury. Za chwilę usłyszano głuchy stuk, jakby spadanie kamienia na tarcice. Ktoś inny położył się na ziemi, przyłożył ucho do dziury i usłyszał jakby daleki klekot drewnianego dzwonka kapliczki.

Zamiast ustawić krzyż na wzgórzu, uchwaliła gromada Łagiszy rozkopać wzgórze i w ten sposób oswobodzić pustelnika. Pewnego dnia zaroił się pagórek robotnikami. Rozkopywano przez cały tydzień. Ziemię wywożono nad potok, płynący w stronie zachodniej. Gdy powrócono do roboty w poniedziałek, przekonano się, że całotygodniowy trud na nic się nie zdał. Jakaś tajemnicza siła przeniosła ponownie ziemię na wzgórze. Rozpoczęto kopanie na nowo. Pracowano znów przez cały tydzień. Gdy nadeszła sobota, pozostawiono wartowników przy rozkopie, lecz i to nie pomogło. Wartownicy zasnęli, a ziemię ktoś przeniósł na pagórek. Po tych wypadkach pozostawiono wzgórze w spokoju. Na szczycie jego ustawiono krzyż, który stał długo gdzieś do r. 1850, aż zwalił się sam ze starości. Czy zaklętego pustelnika wybawił kto, nie wiadomo. Starzy ludzie opowiadali, że gdy zaczęto brać kamień z pagórka około r. 1856, to robotnicy słyszeli odgłosy wydobywające się z jego wnętrza. Miał to "być ponoć głos drewnianego dzwonka, wiszącego na wieżyczce kapliczki.


Legendę o pustelniku ma także Gołonóg (Dąbrowa Górnicza).

phpbb 3.1 styles demo

Wróć do „Legendy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości