Sosnowiec. Ulica Świerkowa. Teren zapadliskowy, na starych mapach widać wyraźnie, że było tu niegdyś więcej domów.
W poczuciu obowiązku postanowiłam sprawdzić to miejsce.
I tak pewnego letniego dnia podjechaliśmy w ten rejon samochodem Fali.
Wyraźnie widać było, iż niegdyś tętniło w okolicy życie i rzeczywiście znajdowało się tu więcej budynków. Wśród krzaków majaczyły pozostałości betonów, stare słupy ogrodzeniowe, zarastająca droga.
Dom był tylko jeden. Czy opuszczony? Chyba nie do końca. Nie zdążyłam tego sprawdzić, ani nawet wykonać porządnych zdjęć.
Na drogę przed maskę samochodu wyszedł czarny kotek. Oczywiście, odruchowo, zawołałam "kici, kici" przez otwarte okno.
To był potworny błąd logistyczny.
W jednej chwili znaleźliśmy się w poważnych tarapatach. Z krzaków, zarośli, z zabudowań domu, z każdej możliwej dziury zaczęły wyłazić koty.
Nie wiem, ile ich tam mogło być, co rusz pojawiały się nowe osobniki.
Wszystkie stanowczo domagały się karmienia. Żarty się skończyły. Sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Wobec przeważających sił wroga postanowiliśmy wrócić na z góry upatrzone pozycje, daliśmy sobie spokój z fotografowaniem obiektu, bardzo ostrożnie zawróciliśmy i pojechaliśmy sprawdzić, czy nas czasem nie ma na Maczkach.
Pamiętajcie! Eksploracja miejska niesie ze sobą bardzo wiele niebezpieczeństw.
A z kotami nie ma żartów!