Dni walczącej stolicy.JPG (53.25 KiB) Przejrzano 3062 razy
Czytałam ostatnio tę książkę. Czytałam od środka, od końca, od początku. I jeszcze raz. Wielokrotnie wracałam do tych samych fragmentów, mając przed oczami obraz Warszawy poranionej, z bliznami, jaką zapamiętałam podczas swoich spacerów i jaką utrwaliliśmy na naszym Forum.
Lektura przeniosła mnie w tamte straszne czasy. Czułam się tak, jakbym widziała to wszystko na własne oczy, jakby i mnie porwał ten zryw, w którym tkwiła nadzieja, swoista radość, jakbym osobiście przeżywała ten dramat, rozpacz, to zniszczenie, zawód, widziała śmierć i krew. Wielokrotnie zadawałam sobie pytanie "Boże, po co to było, po co?"
Ale łatwo jest oceniać z perspektywy czasu, kiedy bieg historii jest już znany. Nie byliśmy w butach tamtych ludzi, ani żołnierzy, ani cywilów, ani dowództwa. Osobiście nigdy nie podjęłabym się oceny zasadności wybuchu Powstania Warszawskiego, bo po prostu nie czuję się godna, by to oceniać.
Przystanę na chwilę, zatrzymam się o godzinie 17 i pomyślę o Powstańcach, pochylając głowę nad ich odwagą i bohaterstwem. To im się należy od nas, współczesnych.
"Wiele zabytków przeszłości, co jeszcze wczoraj istniały, jutro zniknie bezpowrotnie. (...) Obowiązkiem żyjących jest zebrać te ułomki i okruchy najdroższych pamiątek przeszłości i w pamięci przyszłych pokoleń zapisać..."