Oto archeologia w formie zabawy połączonej z nauką, czyli o tym, jak banda wariatów babra się zawzięcie w glinie.
Staraliśmy się w miarę wiernie odtworzyć proporcje i właściwie schudzać glinę oraz stosować tradycyjne techniki (co pozwalało dodatkowo na niezwykle spektakularne wymazanie podłogi i ścian mieszkanka na kolor brudnoczerwony). Posiłkowaliśmy się przy tym w miarę fachową literaturą, krótko jednak, gdyż niemal natychmiast zjadł ją nasz doberman, który w mig wyniuchał obecność białego kruka w domu - była z tego powodu cała masa wstydu i nieprzyjemności. Książką, którą raczył zeżreć Ernest, była legendarną publikacją pt: "Garncarstwo wiejskie zachodnich terenów Białorusi", pochodzącą z 1950 roku.
Gdy udało nam się nadać w końcu upragniony kształt upartemu kawałkowi gliny, "surowe" naczynia, zgodnie z obowiązującymi prawidłami, lądowały na wiele tygodni na szafie, celem wyschnięcia.
Z wypalaniem naszych dzieł szło nam znacznie gorzej.
Ziemne piece, paleniska, wykopane wśród piasku doły, chociaż wzorowane wiernie na rysunkach z książek, nie zawsze gwarantowały przetrwanie ceramiki w jednym kawałku. Bywało, że całe partie naczyń szlag trafiał.
Potem odkryliśmy, że cały sekret polegał na bardzo stopniowej zmianie temperatury w palenisku - zarówno przy wzniecaniu ognia, jak i przy jego wygaszaniu.
Cały ten cyrk odbywał się bardzo dawno temu i w odległej galaktyce, kiedy jeszcze był Conan i kiedy oboje mieliśmy trochę więcej czasu na upapranie lepką mazią połowy kuchni oraz latanie z chrustem na opał dookoła dymiącej jamy w ziemi.
Na zdjęciach znajduje się tą część naszych prac, której nie porozdawaliśmy i która nie uległa zniszczeniu.
Pierwsza fotografia przedstawia replikę kubka z okresu tzw. kultury ceramiki sznurowej. Kiedyś miał on jeszcze ucho, które odpadło z powodu błędu konstrukcji naczynia jeszcze we wczesnej fazie suszenia (udało się to zatuszować).
Obok podobny kubek, który można zobaczyć na wystawie w Muzeum Archeologicznym w Warszawie.
Naczynia te były w bardzo charakterystyczny sposób zdobione - na ich wilgotnych jeszcze ściankach owijano sznurek o grubym splocie. Po usunięciu sznura pozostawał w glinie jego śliczny odcisk.