Pewnym zimowym popoludniem zajezdzamy do Brzeżan (Brzeżanów? nie wiem jak to sie odmienia). I nie wiem tez, czy owe dolnoslaskie mają cos w wspolnego z tymi ukrainskimi Brzeżanami pod Tarnopolem? Oprocz tego, ze tam tez mają ciekawe do zwiedzania ruiny? Moze tu po wojnie przyjechali przesiedleńcy wlasnie stamtad? Czesto takowi mogli nadawac swoje nazwy - tak jak moj dziadek nazwał ulice w Lubinie, przy ktorej zamieszkał na jakis czas, gdy miasto bylo jeszcze prawie puste.
Tutejszy pałac jeszcze niedawno sluzyl jako mieszkania.
Dzis wnetrza nie są juz w najlepszym stanie, stropy zaczynają osiadac.
Na wyzsze pietra wole sie wiec nie pchac, choc schodki sa klimatyczne.
Dawnych sprzetów pozostało niewiele, a te ktore sie jeszcze pałętają zwalone są na pryzmy i porastają pleśnią. Z okiennego parapetu przygląda sie nam święty obraz, ktoremu ktos wydłubał twarze…
We wszechobecnym śmietnisku mozna znalezc sporo zeszytów szkolnych, ksiażek czy ćwiczen. Zapisanych starannym, dziecinnym pismem.
Są tez zabawki, grzechotki. W jednym z nocników z kaczuszką jakis ptak uwił gniazdko…
Nie wiem komu sie chcialo tak mozolnie rozbijać piece na poszczegolne kafle.. Kupa roboty w tym szale zniszczenia. Nie lepiej bylo siąść i pogapic sie w niebo?
Wiekszosc przypalacowych budynkow tez stoi pusta.