Pałac w Tyńczyku wygląda na zamkniety, jest ogrodzony, piesy ujadają złowieszczo. Robimy zdjecia z oddali, chyba nic tu po nas…
Ale mamy ze sobą Age, ktora jak tenże wyjazd pokazał, zjednuje do siebie zarowno zwierzęta jak i ludzi. Dar przekonywania lub/i hipnotyzujacy wzrok powoduje, ze bramy sie magicznie otwierają a pilnujący gość postanawia nas nie tyle wpuścic co rowniez oprowadzic po tutejszych zawilgłych murach. Historia tego miejsca byla klasyczna i pisana przez kalke. Niemieccy posiadacze ziemscy, wojna, zmiana granic, PGR a potem postepujące opuszczenie i demolka od lat 90 tych. Gdy PGR przestal istniec - tym samym mieszkancy palacu, uzytkujace go biura, stołówki straciły racje bytu i musiały lokal opuscic…
Wnetrza zawieraja sporo pozostalosci z czasów ostatnich mieszkancow i urzednikow.
Ciekawe kolorowe szybki drzwiowe.
Scienne malowidła, glownie pejzażyki ukazujące okoliczne pola, wsie i lasy. Nie wiem czy przed czy powojenne...
Z zewnatrz budynek wyglada na solidny i w dobrym stanie, wnetrza jednak pokazują zdecydowanie co innego.