Kino Momus. To była perełka na kulturalnej mapie Sosnowca
To było ponoć jedyne kino w Sosnowcu, w którym można było dostać w głowę butelką po jabolu rzuconą z balkonu. Ale to już później, dużo później... Wcześniej była to perełka na kulturalnej mapie miasta.
Momus. Ilu sosnowiczan pamięta jeszcze tę nazwę i miejsce? Niewielka kamienica na rogu ulic Nowopogońskiej i Floriańskiej wciąż stoi, ale w środku coraz mniej jest śladów przeszłości. Przeszłości, która zaczęła się w latach 20. zeszłego stulecia, gdy Leonard Marcinkowski postanowił w tym miejscu prowadzić kino... O, przepraszamy, teatr świetlny.
O Marcinkowskim wiadomo niewiele. Na pewno był rzutkim i odważnym przedsiębiorcą z Sosnowca. Gdy po latach przeszukiwano schowek przynależny do kina, natrafiono na zeszyt. Ma prawie 100 lat. Okładka zniszczona przez grzyb i wilgoć, strony pożółkłe, pismo wyblakłe. Marcinkowski niebieskim, czarnym i czerwonym tuszem kreślił swoje plany i wyliczenia.
"Palarnia kawy jest w Sosnowcu pożądaną"
Zwracał się do Starostwa Będzińskiego z prośbą o zgodę na otwarcie palarni kawy „zwyczajnej i zbożowej (jęczmiennej)” i uzasadniał: „Palarnia jest w Sosnowcu pożądaną, gdyż w mieście działają tylko dwie palarnie i obie pozostają w rękach żydowskich”.
Trochę się też Marcinkowski z ludźmi wadził i sądził. Notował m.in., że złożył pozew do Sądu Rozjemczego w Sosnowcu w sprawie nieprawnego zajmowania jednego z lokali w jego kamienicy. Pozwany to niejaki Adam Adaś.
Najbardziej interesujący nas zapis znajdujemy jednak pod datą z grudnia 1920 r. Marcinkowski zwrócił się wtedy po raz kolejny do Starostwa Będzińskiego. Przedsiębiorca poinformował wtedy o przejęciu sali kinowej „mieszczącej się w domu moim przy ul. Nowopogońskiej N30”. Okazuje się bowiem, że wcześniej to miejsce dzierżawił, a pewnie i kino założył niejaki Bronisław Kełkuliński (trudno odszyfrować nazwisko).
Wspomniana dzierżawa trwała od 14 sierpnia 1919 roku i pewne jest, że już wtedy teatr świetlny działał pod nazwą Momus.
Marcinkowski w piśmie do starosty zwrócił się z prośbą o wydanie mu pozwolenia na prowadzenie tegoż ośrodka kultury. Przypomniał przy tym o swoim doświadczeniu w tej branży. Od 1909 r. prowadził bowiem kino Paryskie w Częstochowie, a przez ostatnie dwa lata – kino Stella w Zawierciu.
Branża rozrywkowa była Marcinkowskiemu szczególnie bliska. W latach 30. XX w. przejął jeszcze jedno kino w Sosnowcu. Dobrze znane Palace przy ul. Warszawskiej.
Dziennik „Polonia” z 23 lipca 1937 r. pisał o tej sprawie tak: „Właściciele kina Palace. Żydzi bracia Binderowie, licząc się widocznie z obecnymi nastrojami w społeczeństwie, postanowili usunąć się w cień, a na szyld wystawić Polaka i katolika, p. L. Marcinkowskiego, właściciela kina »Momus« na Pogoni”.
Marcinkowski wydzierżawił kino i zmienił nazwę na Patria. Stała się ona po latach dobrze już znaną Muzą. Sosnowiecki przedsiębiorca był już wtedy w kinowej branży postacią dobrze znaną. Zasiadał m.in. w zarządzie Związku Teatrów Świetlnych na Województwa Śląskie i Kieleckie.
Film z Janem Kiepurą bił rekordy
Wróćmy jednak na Pogoń, do Momusa. Skąd taka nazwa? „Słownik języka polskiego” przywołuje definicję: momus, czyli dokuczliwy, nadgorliwy krytyk, szukający dziury w całym. Można również odwołać się do „Słownika wyrazów obcych”. W greckiej tradycji literackiej Momus lub Momos był personifikacją sarkazmu. Dla Marcinkowskiego był natomiast sposobem na zarabianie pieniędzy. Sosnowiczanin nie ograniczał się bowiem tylko do wyświetlania filmów. W kamienicy przy Nowopogońskiej 30 działał również teatr oraz kabaret! Książka telefoniczna z 1939 r. podaje numer do tego przybytku. W sprawie repertuaru trzeba było dzwonić pod numer 6 26 47.
W sali mogło zająć miejsca około 100 osób. Był też balkon oraz loże. Bywało, że kino było za małe dla wszystkich chętnych. Chociażby wtedy, gdy w Momusie wyświetlano film „Neapol – śpiewające miasto”. Niemiecka produkcja z 1930 r. w reżyserii Carmine’a Gallone’a była pierwszym w historii europejskim dźwiękowym filmem muzycznym. To jednak nie ten fakt przesądził o jego sukcesie. Do sali na piętrze waliły tłumy, które chciały podziwiać Jana Kiepurę, znakomitego śpiewaka operowego z Sosnowca, urodzonego na dodatek w domu przy znajdującej się nieopodal Momusa ul. Majowej.
Biletów zabrakło również na historię o załodze „Mary Ann”, bombowca B-17 zwanego „Latającą Fortecą”, sfilmowaną pod tytułem „Mściwy jastrząb”. Sosnowiczanki najmocniej wzdychały wtedy do przystojnego Johna Garfielda, amerykańskiego aktora odtwarzającego rolę strzelca pokładowego Joego Winockiego.
Marcinkowski nie zawsze mógł liczyć na dużą publikę. Zwracał się więc do zarządu miasta, a właściwie informował go, że jest zmuszony podnieść cenę biletów o 50 proc. (cena wejściówki, niestety, się zatarła), „gdyż Pogoń nie może dorównywać popularnością kinom z centrum miasta”. Dla przykładu Marcinowski przytaczał liczby. „W niedzielę zdarzają się projekcje, gdy na sali kinowej siedzi 15-20 osób”.
Tymczasem prowadzenie kina nie jest tanie... Przedsiębiorca wylicza w starym zeszycie:
– obrazy (stawiamy, że chodzi o taśmę filmową): 12,000
– afisze: 1,500
– światła: 400
– pianista: 4,000
– obsługa: 500
– opał: 500
Ostał się neon i balustrada
Z „opałem” też wiąże się ciekawa historia, gdyż wielu sosnowiczan zapamiętało Momusa z powodu kaflowych pieców, które miały się znajdować po obu stronach ekranu. Piece, rzecz jasna, zostały już dawno rozebrane, ale na zapleczu zachował się jeden mały piec z brązowych zdobionych kafli, który zapewne postawił ten sam zdun. Na początku pisaliśmy, że śladów dawnej filmowej historii już niemal nie ma, jednak coś tam się jeszcze na szczęście zachowało. Zajrzeliśmy do Momusa, a drzwi uchylił nam Adam Lipka, który w tym miejscu zarządza dziś przędzalnią zajmującą się przede wszystkim produkcją czapek.
Lipka odkupił kamienicę od potomków Leonarda Marcinkowskiego kilkanaście lat temu. Prawa do tego miejsca zgłaszało wiele osób, a były wśród nich i takie, które mieszkały w Szczecinie. Kino nie działało już wtedy od dobrych 20 lat. Ostatnie seanse odbywały się w Momusie w latach 80. [po publikacji tekstu skontaktowała się z nami osoba, która jest pewna, że było to jednak w latach 70. - przyp.red.]. To już nie było wielkie kino na miarę „Mściwego jastrzębia” czy filmów z udziałem Kiepury. Zdecydowanie częściej można było trafić na radzieckie produkcje klasy B.
Niestety, gdy Adam Lipka otworzył po raz pierwszy drzwi dawnej sali kinowej, nie zobaczył rzędów krzeseł. Po tym, jak kino upadło, działała tu bowiem jeszcze firma zajmująca się szyciem kołder.
Na szczęście wciąż można dostrzec ślady przypominające o kinowej przeszłości tego miejsca. Zachowało się historyczne wejście na rogu ulic Nowopogońskiej i Floriańskiej. Tuż obok, pod numerem 27, znajduje się ręcznie kuta ozdoba bramy z wplecionymi inicjałami „LM” – jasno wskazującymi na Leonarda Marcinkowskiego.
Do dawnej sali kinowej prowadzi wąska klatka schodowa. W części zachowały się stare schody i ozdobna, kolorowa posadzka. Na półpiętrze znajduje się mała wnęka. To właśnie tutaj była kasa. Następnie dochodzimy do korytarza, który przed laty pełnił funkcję poczekalni. Stąd można się dostać schodami na balkon lub wprost do sali kinowej. Widownia wydaje się duża. Znacznie większa niż wspomniane wcześniej 100 osób, które miały wypełnić po brzegi salę Momusa. Dziś to miejsce jest magazynem. Na metalowych półkach leżą niezliczone worki wypełnione tysiącami zimowych, kolorowych czapek. Zachował się kinowy ekran. Oczy cieszy również odmalowany, ale zachowujący oryginalną, bogato zdobioną sztukaterię sufit. Za ekranem znajduje się wąskie pomieszczenie, które w czasie gdy kino zamieniało się w teatr lub kabaret, służyło artystom za przebieralnię.
Zaglądamy również do pomieszczenia, z którego wyświetlano filmy. Tu jest najciekawiej, bo to taki mały składzik osobliwości sprzed blisko 100 lat. Stare drzwi, krzesełko z sali kinowej, zabezpieczenia wielkich rolek filmowych, drewniana konstrukcja, która przed laty podtrzymywała zasłaniającą ekran lub scenę kotarę. Jest też znalezisko chyba najcenniejsze. Stary blaszany neon z napisami „Momus” oraz „kino i teatr”. Mój przewodnik zapewnia, że gdzieś zachowały się również resztki balkonowej balustrady.
Na koniec dochodzimy za ekran, skąd prowadzi na zewnątrz druga klatka schodowa. To tam przed laty – już na dole – chachary z Pogoni czekały na tych ze Środuli (czasami bywało odwrotnie), żeby wyjaśnić sobie, kto tutaj rządzi.
Szynka znaczyła złodziejską drogę
Momus to także sklepy, które działały na parterze kamienicy. Starzy sosnowiczanie wspominają z wielkim sentymentem ten sprzed wojny, prowadzony przez panią Frączkową. Ponoć pachniało tam wielkim światem, a w szczególności wanilią.
Były też sklepy motoryzacyjny oraz spożywczy. Tym ostatnim zarządzał znakomity sosnowiecki hokeista Henryk Pytel. Nie był to jednak łatwy kawałek chleba, a i kradzieże się zdarzały. Raz złodzieje przedostali się do sklepu przez dziurę wykutą w podłodze sali kinowej. Uciekając, znaczyli drogę gubionymi w pośpiechu plastrami szynki.
O historii tego miejsca rozmawialiśmy również z Pawłem Duszą, dyrektorem sosnowieckiego muzeum. Placówka jest zainteresowana opieką nad pamiątkami, które pozostały po Momusie. Może z czasem uda się również oznaczyć dawne kino pamiątkową tablicą, która przypomni o latach świetności z czasów Leonarda Marcinkowskiego. Ten dożył w Sosnowcu późnej starości. Sosnowiecki miłośnik teatrów świetlnych zmarł 9 maja 1964 r. w wieku 84 lat, a spoczywa na cmentarzu parafii św. Tomasza przy ul. Małobądzkiej.
Wygląda na to, że autor artykułu zaglądał także na nasze Forum w poszukiwaniu informacji o "Momusie".