A propos cmentarzy cholerycznych w Częstochowie:
Na budowie ul. Nadrzecznej odkopano kości. Archeolodzy badają ich pochodzenie
Tuż przed majowym weekendem robotnicy pracujący przy przebudowie ul. Nadrzecznej odkopali kości i fragmenty czaszek. Powiadomiono prokuraturę i archeologów. Prace przy przebudowie ulicy na razie zostały zatrzymane.
Szczątki - wszystko wskazuje, że ludzkie - odkryto w wykopie u zbiegu ulic Nadrzecznej i Jaskrowskiej. Zaalarmowana o znalezisku prokuratura po oględzinach uznała, że nie są to kości z okresu współczesnego i do pracy przystąpili archeolodzy. - Jesteśmy dopiero na wstępnym etapie badania, na razie odkopano niewielki fragment i trudno dziś oceniać, jak długo potrwają nasze badania. Na razie prace budowlane zostały zawieszone - mówiła "Wyborczej" we wtorek archeolog Iwona Młodkowska-Przepórowska.
Najprawdopodobniej - choć stuprocentowej pewności nie ma - przy ul. Nadrzecznej odkopano fragment cmentarza cholerycznego z XIX wieku. Jak w 1916 roku na łamach "Gońca Częstochowskiego" wspominał Stanisław Rumszewicz, cholera panowała w XIX wieku w Częstochowie epidemicznie 3 razy, "zwykle w sierpniu i wrześniu, trwała miesiąc do 5 tygodni". Podczas epidemii cholery, które nawiedziły Częstochowę w XIX wieku, ogółem zmarło przeszło tysiąc osób.
W Częstochowie istniały wtedy 2 szpitale choleryczne, jeden na Zawodziu za szpitalem, drugi szpital choleryczny znajdował się na ulicy Warszawskiej obok trzech, krzyży w domu Leona Całużyńskiego.
„Tak podczas epidemii co noc jeździły wozy ze szpitali, wioząc po 3, 4 i 5 trumien na cmentarz choleryczny. Razem chowano, trzy, cztery, a nawet pięć osób w jednym wspólnym grobie, a raczej dole, gdyż grobów murowanych na cholerycznym cmentarzu nie budowano. Bogatsi wozili nieboszczyków na wozach, skutkiem jednak wielkiego popytu na furmanki trudno je było dostać i były bardzo drogie, wobec czego ludność biedniejsza najmowała na rynku tragarzy żydowskich. Często można było widzieć tragarza żyda, wiozącego po trzy trumny naraz na swych wózkach. Za wozami szpitalnymi szli policjanci. Zwykle nie było chętnych do pogrzebania zmarłych na cholerę, więc policjanci idący za trumną, spotkawszy pierwszego lepszego, kazali mu trumny pochować. Zazwyczaj chowano na głębokości 3 łokci, gdy jednak natrafiono łopatą na inną trumnę, to nową składano na poprzedniej. Trumny ówczesne były bardzo płytkie w porównaniu z obecnymi. Długo się one przechowywały w suchej piaszczystej glebie cmentarnej. Bardzo często mieszkający w pobliżu cmentarza cholerycznego przebudziwszy się rano, widzieli 3 lub 4 trumny, leżące na cmentarzu, a porzucone w nocy, które musieli pochować. (...) Jedynym lekiem na cholerę była błędnie pojęta według wierzeń wódka. Kto pił dużo wódki, tego nie tknęła cholera. I nawet już nawiedzeni przez nią zwycięsko z choroby wychodzili po wypiciu kwarty dziennie tego zdrowiedającego płynu" - pisał w 1916 roku „Goniec Częstochowski”.
Źródło:
http://czestochowa.gazeta.pl/czestochow ... lodzy.html
Każdy z nas ma swoje demony....