Pewnego deszczowego wieczoru szukamy fajnego miejsca na nocleg. Jestesmy dosyc wybredni w poszukiwaniach bo biorac pod uwage pogode, to zeby moc wspolnie poimprezowac musimy znalezc jakies spore zadaszenie.
W ostatnich chwilach swiatla rzuca sie w oczy opuszczony dom, przy nim kilka szop i zruinowanych garazy. Tego szukalismy!!!!
w domu mozna znalezc rozne ksiazki i gazety
Jest nawet łotewska wersja "niewolnicy Izaury"
W jednym z garazy stawiamy namioty. Dach przecieka tylko troszke wiec zawsze fajniej to niz rozbijac sie w strugach deszczu
Chwile pozniej przy naszym biwaku zatrzymuje sie busik a w nim koles pracujacy chyba dla jakiegos wywiadu. "A kto wy, ile was, skad jedziecie, dokad, po co, co juz zwiedziliscie, jaka dalsza marszruta, co macie w tych torbach itp itd...Aha.." (Dluzsza chwila przerwy, widac ze kuleczki wirowaly i przetwarzaly informacje) "No to powodzenia! szczesliwej podrozy, bawcie sie dobrze i zebyscie nie zmarzli w nocy dzieciakii!"
Mimo ze niebo sie rozpogadza i zaczyna byc widac gwiazdy na impreze rozkładamy sie w drewnianej szopce.
Rano spimy dluzej niz zwykle. Budze sie, wokol szaro, nie ma slonca. Mysle- grunt ze nie pada.. Za chwile przychodzi opamietanie- przeciez my jestesmy w garazu! A na zewnatrz piekne slonko! I tak juz bedzie do konca wyjazdu!
Sniadanie zjadamy w ciekawych okolicznosciach krajobrazu- cyganski tabor to przy tym małe piwo. Niektorych skojarzenia oscyluja od miasta po bombardowaniu po wysypisko smieci