W Nowym Sączu, na terenie skansenu, znajduje się wiele zabytkowych, starych zagród, stodół i domów mieszkalnych. Przeniesiono je z rożnych terenów Sądecczyzny, by stworzyć z nich rekonstrukcję małopolskiej wsi z dworkiem, kościołem, cerkwią i młynem, a nawet ukrytą w lesie osadą Romów.
Każdy z tych zabytkowych obiektów jest na swój sposób wyjątkowy, każdy ma własną, ciekawą historię, jednak chałupa przeniesiona do Parku Etnograficznego z Wierchomli Wielkiej, niewielkiej wsi położonej koło Piwnicznej, kryje dodatkową tajemnicę.
Łemkowska zagroda, pochodząca z połowy XIX wieku, została odtworzona w nowym miejscu z najwyższą starannością. Krok po kroku z oryginalnych elementów budowano każdą ze ścian i dach, starając się zachować we wnętrzu jak najwięcej oryginalnego wyposażenia.
Niestety, niebawem okazało się, że we wnętrzu zrekonstruowanego z takim poświęceniem domu, będącego prawdziwą ozdobą skansenu, dzieją się niewytłumaczalne i straszne rzeczy. Jakimś sposobem nocami wyposażenie chałupy zmieniało swoje położenie, jakby ktoś rzucał przedmiotami po wnętrzu. W efekcie pracownicy raz po raz zastawali panujący w zabytkowych pomieszczeniach chaos i bałagan. Wiele osób słyszało dobiegające ze strychu dźwięki kroków i niezidentyfikowane jęki.
Na domiar złego stróż, obchodząc któregoś wieczoru powierzone jego opiece zabudowania Parku Etnograficznego, zauważył siedzącą na kamiennych schodach domu z Wierchomli skuloną postać, która kryła twarz w dłoniach i cicho łkała.
Gdy mężczyzna zbliżył się do zjawy, chcąc zorientować się, co się stało i dlaczego tajemniczy intruz płacze, ten rozwiał się bez śladu w powietrzu, pozostawiając oniemiałego pracownika, który po tym wydarzeniu podobno osiwiał w ciągu jednej nocy.
Co ciekawe, kiedy ponownie udano się do Wierchomli i przeprowadzono wśród starszych mieszkańców dokładny wywiad etnograficzny, wypytując o historię starej chałupy, stało się jasne, iż dom ten już od dawna cieszył się złą sławą w okolicy i wielu uważało go za nawiedzony. Według mglistych, ginących w mroku dziesięcioleci przekazów, miała się z nim wiązać smutna historia. Jeden z mieszkańców zagrody, biedny parobek, nieszczęśliwie zakochany w córce właściciela, miał popełnić samobójstwo, wieszając się na strychu. Czyżby to tragiczne wydarzenie spowodowało, iż dom stał się nawiedzony? Czyżby stare, drewniane ściany tak bardzo nasiąkły paranormalną siłą, iż nie przeszkodziła im nawet rozbiórka i przeniesienie domu do dużego miasta? A może to jedynie sugestia i siła ludzkich wierzeń i tradycji uczyniła okryty mroczną sława dom nawiedzonym?
Dziwne wydarzenia w sądeckim skansenie ustąpiły dopiero po tym, gdy wezwano księdza, który nad zagrodą przeprowadził swoiste egzorcyzmy i całość skropił święconą wodą. Dzięki temu mrożące krew w żyłach odgłosy ucichły, a przedmioty nareszcie przestały zmieniać swoje położenie.
Jednak do dziś zabytkowa zagroda z Wierchomli Wielkiej posiada niewytłumaczalną, przygnębiającą, mroczną aurę i niejeden turysta czuje się niepewnie, przekraczając jej próg.
Czyżby to była jedynie siła sugestii i ludowych wierzeń? Czy może w tej ciekawej historii tkwi coś więcej, coś, czego nie dostrzeże mędrca szkiełko i oko?
Zdjęcia pochodzą z 2014 roku.
Lokalizacja w skansenie