O mało nie przegapiłem, a dziś rocznica wielkiej i arcyważnej bitwy. I znowu pogoda za oknem taka sama jak wtedy gdy pod Sadową grzmiały armaty. A więc zaczynajmy.
A wszystko zaczęo się, kiedy pewien król zapragnął zostać cesarzem. Jego królestwo było nowoczesne i świetnie zarządzane, tak samo armia, z doskonałymi generałami, doskonale wykształconymi oficerami i niezwykle bitnymi żołnierzami, na dodatek uzbrojonymi w najnowocześniejszą broń. Generałowie kreślili świetne plany bitew, oficerowie wcielali je w życie jasnymi i celowymi rozkazami, kaprale dawali przykład ich wykonywania, a żołnierze ufali przełożonym i zwyciężali. Wojsko to nie miało sobie równych w całym ówczesnym świecie, nic więc dziwnego, że ów król nie zawahał się go wykorzystać do realizacji swych celów i niebawem cała ta potężna armia ruszyła przez górskie przełęcze na południe, by rzucić na kolana pewne stare Cesarstwo...
" Nie za pomocą przemówień i większością głosów będą rozstrzygane ważne problemy współczesności - to był wielki błąd w 1848 i 1849 roku - lecz za pomocą żelaza i krwi" Tak w jednej ze swych mów kanclerz Otto von Bismarck wspomniał fiasko pokojowego zjednoczenia Niemiec i jednocześnie dał ponurą zapowiedź wydarzeń, które miały nastąpić w bliższej i dalszej przyszłości.
W drugiej połowie XIX wieku trwała zacięta rywalizacja o hegemonię w Związku Niemieckim, czyli luźnej konfederacji państw niemieckich utworzonej jeszcze na Kongresie Wiedeńskim. Bardzo duże wpływy posiadała w nim Austria, zaś Prusy pragnęły go rozbić, a w jego miejsce stworzyć wielkie państwo federacyjne pod swoim przywództwem. Ówczesny kanclerz Otto von Bismarck za pomocą agresywnej polityki, nie stroniąc od licznych prowokacji, oficjalnie dążył do wywołania wojny.
Od początku 1866 roku w Prusach narastała wojenna atmosfera, a w maju przeprowadzono błyskawiczną mobilizację armii. Główne i decydujące działania miały się rozegrać w Czechach, dlatego też wkrótce nad granicą austriacką stanęły trzy potężne armie: Armia Łaby w rejonie Halle i Torgawy, 1 Armia w rejonie Zgorzelca zaś między Nysą a Świdnicą do boju gotowali się żołnierze 2 Armii.
O świcie 16 czerwca 1866 roku Armia Łaby wkroczyła na terytorium sprzymierzonej z Austrią Saksonii, zaś dwie pozostałe armie przez przełęcze sudeckie wlały się na północne Czechy. Nieliczna armia saska nie próbowała wobec ogromnej dysproporcji sił stawiać oporu i wraz z rządem wycofała się na ziemie czeskie łącząc się z głównymi siłami austriackimi - Armią Północną. Tymczasem pruska Armia Łaby po zajęciu Saksonii częścią sił wkroczyła do Bawarii, zaś reszta jej wojsk podążyła w kierunku Czech dążąc do połączenia z pozostałymi pruskimi armiami.
Tymczasem armia austriacka ponosiła klęskę za klęską - próba powstrzymania nacierających wojsk pruskich w bitwach granicznych zakończyła sie fiaskiem i dowódca austriackiej Armii Północnej Ludwig von Benedek został zmuszony do podjęcia próby powstrzymania przeciwnika w jednej walnej bitwie. W tym celu ześrodkował swoje wojska w rejonie Hradec Kralove w oparciu o tamtejszą twierdzę przygotowując się do obrony - sypiąc szańce i polowe stanowiska artylerii, zasieki.
Tymczasem Helmuth von Moltke, naczelny dowódca wojsk pruskich, miał już błyskotliwy plan rozbicia Austriaków. Pruska 1 Armia miała związać przeciwnika uderzając na niego od frontu. Nadchodząca Armia Łaby miała za zadanie zaatakować lewe skrzydło wojsk von Benedeka i odciąć je od twierdzy Hradec Kralove. Rozstrzygające miało byc jednak uderzenie pruskiej 2 Armii na prawe skrzydło austriackie, niespodziewane i zaskakujące, jako że znajdowała sie ona znacznie dalej na północ niż pozostałe dwie armie pruskie i dowództwo austriackie nie spodziewało się jej przybycia na czas na pole bitwy.
Bitwa zaczęła się 3 lipca 1866 roku o godzinie 7.30, kiedy to jednostki pruskiej 1 Armii zajęły przednie stanowiska austriackie na wysokości wsi Sadowa i prąc naprzód zajęły wsie Maslojedy, Cisteves i las Svib. Generał von Benedek rzucił wtedy do kontrataku dwa korpusy swego prawego skrzydła. Dysproporcja sił była ogromna: 50 batalionów austriackich przeciw zaledwie 18 pruskim, nic więc dziwnego że Prusacy oddali Cisteves i wycofali się do lasu Svieb, gdzie rozgorzał dramatyczny bój na kolby i bagnety, i mimo austriackiej przewagi udalo im sie utrzymać pozycje na północno zachodnim krańcu lasu.
O godzinie 10 na polu bitwy pojawiła się Armia Łaby uderzając na lewe skrzydło Austriaków. Po zajęciu miasteczka Nechanice Prusacy utknęli przed wzgórzami w okolicach wsi Prim i Problus.
Jednak zgodnie z planem Moltkego, a na nieszczeście dla Austriaków, około godziny 14 pojawiły sie pierwsze jednostki pruskiej 2 Armii. Wycofane pośpiesznie z lasu Svib korpusy odtworzyły prawe skrzydło, jednak wycieńczone i zdziesiątkowane nie były w stanie oprzeć się przeciwnikowi - świeżym i doborowym oddziałom pruskiej 1 Dywizji Gwardii Pieszej. Prusacy zajęli Chlum, odpierając przy tym zaciekłe ataki odwodów austriackich. Wkrótce nadeszły dalsze formacje 2 Armii wypierając resztki Austriaków z lasu Svib oraz zdobywając wsie Lipa i Cisteves.
O godzinie 15.30 von Moltke wydał rozkaz do natarcia na całej linii dla Armii Łaby oraz 1 Armii. Kleszcze wokół Armii Północnej powoli się zaciskały.
W tej sytuacji von Benedek około godziny 16 uznał się za pokonanego. Odwrót wykrwawionych i zdezorganizowanych korpusów osłaniała dzielnie walcząca artyleria oraz szaleńcze szarże kawalerii ratując armię przed całkowitą katastrofą, rezerw piechoty już nie było.
O 17.30 Prusacy zaprzestali działań ofensywnych pozwalając na odejście rozbitych jednostek armii austriackiej w kierunku Hradca Kralove.
Była to bitwa dwóch epok. Armia pruska była uzbrojona w nowoczesne karabiny iglicowe systemu Dreyse, które można było przeładowywać w pozycji leżącej, zaś austriacka w ładowane odprzodowo kapiszonowe karabiny Lorenza, co prawda o wiele bardziej donośne i celne od pruskich, jednak do jego załadowania żołnierz musiał wstać lub przynajmniej przyklęknąć. No i najważniejsza różnica - w czasie kiedy piechur austriacki oddawał jeden strzał, Prusak mógł wystrzelić cztery lub nawet pięć razy.
Ponadto austriacka generalicja niczym w czasach napoleońskich uznawała, że głównym czynnikiem rozstrzygającym bitwy jest szabla i bagnet, co rzutowało na taktykę prowadzenia działań w zwartych kolumnach batalionowych, które były bezlitośnie masakrowane ogniem szybkostrzelnych karabinów.
Naczelny zbrojmistrz Austrii Augustin stwierdził: "Karabin odtylcowy pozwala na prowadzenie szybkiego ognia w sposób ciągły, nie daje to jednak żadnej korzyści, ponieważ powoduje szybkie wyczerpanie się amunicji"... Żołnierze, którzy ocaleli z rzezi na polach pod Sadową mieli zapewne nieco inne zdanie w tej kwestii.
Szok 1866 roku spowodował, że ck armia natychmiast zaczęła przezbrajać się w broń nowego typu z nabojem w mosiężnej łusce systemu Wanzla, a później Werndla.
Ważnym przyczynkiem klęski Austriaków był też ich głównodowodzący, Ludwig von Benedek został wodzem z przypadku, powołany na to stanowisko wbrew swej woli. Działał pasywnie, bez wyczucia sytuacji, wiary w zwycięstwo, wreszcie bez żadnej wizji prowadzenia działań.
W bitwie poległo 6 tys żołnierzy austriackich, ponadto 7500 było rannych i zaginionych, do niewoli dostalo się 22 tys. Po stronie pruskiej zginęło 2 tys żołnierzy a 7 tys było rannych.
Pole bitwy przez wiele dni przedstawiało widok jak z najstraszniejszego horroru. Ciała poległych leżały wiele dni, nie było ich komu pochować. Ranni również długo musieli czekać na pomoc, o ile się jej w ogóle doczekali. Walczące wojska odeszły, a nieliczne oddziały sanitarne nie były w stanie w krótkim czasie przeszukać dużego obszaru bitwy. Brakowało lekarzy, austriaccy wzięci do niewoli pracowali ramię w ramię z pruskimi ratując życie rannym obu stron.
Okropny odór śmierci zaczął rozciągać się w dużej odległości od pola bitwy. Do pochówku zabitych oprócz nielicznych żołnierzy zmuszono ludność cywilną wracającą do swych zrujnowanych domostw, a nawet przypadkowych podróżnych, którzy nieopatrznie zabłądzili w okolice ogarnięte pożogą wojny. Grzebanie poległych trwało ponad trzy tygodnie, mogiły zakładano tam, gdzie żołnierze ginęli, na polach, w lasach, przy drogach i skrzyżowaniach, tylko nieliczni spoczęli na wydzielonych cmentarzach wojennych.
I tak zostało do dziś. Podróżując przez te okolice co rusz napotykamy niemych świadków tragedii sprzed wielu lat, piekne kamienne nagrobki na żołnierskich mogiłach.
Zginęło też 9 tys koni...
Chlum - muzeum bitwy i wieża widokowa
Na szczycie najwyższego wzniesienia w okolicy, gdzie w początkowej fazie bitwy znajdował się sztab marszałka Ludwiga von Benedeka znajduje się muzeum oraz tuż obok niego wieża widokowa.
samo muzeum nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia, trochę mundurów, broni, plansze i nieliczne wykopki z pola bitwy, a wszystko za 40 koron, do tego zakaz fotografowania we wnętrzu.
Co innego wieża. Widok z niej przepiękny, tylko ktoś z dużym lękiem wysokości może mieć problem - konstrukcja jest ażurowa. A wszystko to za 15 koron
Muzeum
I wieża
Wśród pól cmentarz wojenny
Muzeum z lotu ptaka, w oddali wieś Chlum