Pewnie wielu (jeśli nie wszyscy) słyszało o niewielkiej śląskiej wsi Nieboczowy, położonej w powiecie Raciborskim, którą wkrótce ma pochłonąć woda.
W miejscu, gdzie do tej pory istniały Nieboczowy oraz sąsiednia miejscowość – Ligota Tworkowska, powstaje bowiem zbiornik przeciwpowodziowy, o nazwie „Racibórz Dolny”, który ma w przyszłości ochronić przed powodzią mieszkańców miast, położonych w górnym biegu rzeki Odry – m.in. Raciborza, Kędzierzyna-Koźle, Opola i Wrocławia. Jak się nie trudno domyślić, taka operacja wymagała niestety opuszczenia obu wsi przez jej mieszkańców…
Pomysł budowy na tych terenach zbiornika nie jest niczym nowym. Nieboczowy od zawsze narażone była na podtapiania i powodzie, dlatego stworzeniu tutaj takiego obiektu mówiono już za czasów niemieckich. Na szczęście dla mieszkańców, plany te były za każdym razem odkładane z różnych powodów na nieokreśloną przyszłość – aż do tzw. „powodzi tysiąclecia” z 1997 roku. To po tamtej pamiętnej powodzi, budowa w tym właśnie miejscu wielkiego zbiornika przeciwpowodziowego zaczęła nabierać realnych kształtów. Ostateczną decyzję podjęto w 1999 roku i - pomimo licznych protestów mieszkańców – budowa ruszyła w 2013 roku. Od tego czasu wieś zaczęła się stopniowo wyludniać, a z jej krajobrazu znikały kolejne domy i budynki.
Przed dokończeniem budowy zbiornika retencyjnego, wszelka zabudowa wsi ma zostać zrównana z ziemią. Prawdopodobnie nie będzie więc podobnej sytuacji, jak chociażby z miejscowością Zarzecze, której pozostałości nadal odsłaniają się przy niskich stanach wód Zalewu Goczałkowickiego.
Jako miejsce pod nową wieś dla wysiedlonych mieszkańców, wybrano południowe krańce miejscowości Syrynia. Nowa miejscowość jest zatem oddalona o zaledwie 7 km od „starych” Nieboczów.
Nie wszyscy jednak zamierzali przenieść się do nowej wsi, wybierając zawczasu miejscowości ościenne. Z kolei ci, którzy zdecydowali się na przeprowadzkę, postawili warunek - jakim było przeniesienie cmentarza (co było ewenementem na skalę kraju) i odbudowy kościoła (pierwotnie miał również zostać przeniesiony). Nowa miejscowość, miała też z założenia nosić nazwę Nieboczowy (bez dopisku „Nowe”), co – po początkowych trudnościach i sprzeciwach urzędników – udało się również w końcu osiągnąć. Środki na odbudowę wsi uzyskano z Banku Światowego.
Wieś odwiedziłem we wrześniu tego roku.
Niestety, wizyta była mocno spóźniona, ponieważ nie istniało już wtedy ponad 80% zabudowy wsi. Po chociażby kościele oraz remizie nie było już śladu.
Eksploracja wsi sprowadzała się zatem głównie do oglądania pojedynczych domów oraz jazdy długimi ulicami, wzdłuż których nic nie było.
No, prawie nic - w wielu miejscach przy drodze rosły jeszcze szpalery cyprysów i żywotników, które z jakiś niewytłumaczalnych powodów ocalały od szczęk koparek. Dobitnie sugerowały one, że coś tu kiedyś musiało być, lecz gdy zajrzeć na drugą stronę zielonego muru, dało się dostrzec już tylko puste pole…
Wieś na tym etapie sprawiła przygnębiające wrażenie. Dodatkowo przez pochmurną, lekko mglistą pogodę, wszystko jeszcze bardziej stawało się jakieś szare i posępne.
Jakoś nie było tu czuć atmosfery innych opuszczonych miejsc. Wiadomo – wieś opustoszała stosunkowo niedawno, więc w sumie trudno się tego spodziewać. Liczyłem jednak przynajmniej na „bezludność”, natomiast bynajmniej nie byłem tutaj sam. Po drogach krążyło sporo aut na wodzisławskich rejestracjach, szukając pewnie jakichś ciekawych rzeczy do zabrania, a po gospodarstwach z kolei kręciło się pełno ludzi wykopujących jeszcze różne roślinki z ogródków . Ponadto wszyscy usilnie starali siebie nawzajem unikać i schodzić sobie z drogi - co mi w zasadzie początkowo odpowiadało, ale z drugiej strony było jakieś bardzo dziwne i podejrzane.
Wnętrza domów natomiast - co w zasadzie nie dziwi - były całkowicie puste. Mieszkańcy przenosząc się do nowych domów zabrali ze sobą absolutnie wszystko.
Fotografowanie gołych ścian jest dosyć mało pasjonujące, więc skupiłem się bardziej na budynkach gospodarczych. Z jakiegoś powodu oparły się one fali wandalizmu, której spore natężenie można było napotkać w niektórych domach...
Starałem się ograniczyć z liczbą zdjęć, dlatego większość fotek nie tworzy jakieś konkretnej całości.