Na małym, mającym 0,5 ara cmentarzu, pochowanych jest 9 żołnierzy - 5 austro-węgierskich i 4 rosyjskich. Leżą w podwójnej mogile oraz w 7 pojedynczych grobach. Z nazwiska znany jest kadet Anton Fritz.
W 2012 r. przeprowadziłem długą rozmowę z właścicielem posesji, na której po grudniu 1914 r. Austriacy wyznaczyli pochówek dla zwożonych z pól i okolicznych gór ciał żołnierzy poległych w walkach o Łapanów (operacja limanowsko-łapanowska). Początkowo planowano umiejscowienie cmentarza w pobliskim lesie, ale ostatecznie wybrano lokalizację tuż przy drodze, na prywatnej posesji dziadków mojego rozmówcy. Jak wspominała jego babcia, wykopali wielki dół, w którym wszystkich pochowali. Austriacy obiecali właścicielom dać rekompensatę za zajęty teren, ale po zakończeniu wojny.
Podczas słuchania mojego rozmówcy, wyczułem podkreślany w każdym słowie szacunek dla miejsca. Równocześnie odczułem delikatne sugerowanie kłopotliwego sąsiedztwa z cmentarzem. Od dziecka zajmował się dbaniem o ten, jak tu mówią „grób nieznanego żołnierza”. Ostatnio zauważył też, że jego dorosła córka często sprząta teren cmentarza. Jest on wizytówką wjazdu do ich domu.
Położony tuż przy ruchliwej, asfaltowej szosie z Łapanowa do Raciechowic, jednym bokiem przylega do rowu przy szosie, drugim do bocznej drogi prowadzącej do domu rozmówcy, trzecim do jego łąki, czwartym zaś do ogrodzenia sąsiedniego domu. Prostokątny teren pierwotnie był otoczony oryginalnym ogrodzeniem, wykonanym z kamiennych słupków połączonych żeliwnymi rurami, zaprojektowanym przez Franza Starka. Kilka lat temu ogrodzenie zmieniono na współczesne, wykonane rękami uczniów pobliskiej Szkoły Zawodowej w Łapanowie. Teraz jest w postaci metalowych słupków z rozwieszonym między nimi łańcuchem.
Kłopotliwość sąsiedztwa cmentarza wytłumaczył mi, podając wiele przykładów, z których przytoczę kilka:
Przy szosie nie ma jak zaparkować, dlatego z tyłu za cmentarzem, na jego prywatnej łące często parkują samochody odwiedzających to miejsce. Raz młodzi mężczyźni robiący zdjęcia, na grzeczną uwagę że wjechali bez pardonu wprost w nieskoszoną jeszcze koniczynę, z wielkim oburzeniem odnieśli się do zwracającego im uwagę.
W dawnych latach sprzątaniem cmentarza zajmowała się młodzież szkolna. Pod opieką nauczycielek i za zgodą właściciela działki, zebrane liście i śmieci spalane były na wyznaczonym obok miejscu. Od kilku lat akcją porządkowania kieruje miejscowy Urząd Gminy, inscenizując pokazowe sprzątanie, po którym nie ma kto później zabrać wepchanych pod mostek worków z liśćmi i wypalonymi zniczami.
Kiedyś przed Wszystkimi Świętymi, pod nieobecność właściciela posesji, wycieczka dzieci z miejscowej szkoły podstawowej, mrówczą pracą całej klasy przeniosła spod jego domu część zakupionych kamieni budowlanych, tworząc z nich wokół grobów ozdobne chodniki.
Na mapie katastralnej kwatera cmentarzyka nie stanowi osobnej działki.