Ta historia jest niesamowita i aż trudno w nią uwierzyć. Gdybym nie widziała tego miejsca na własne oczy, pomyślałabym, że takie rzeczy nie mają prawa bytu.
A jednak!
Na obrzeżach podkrakowskich Niepołomic, w miejscowości Podłęże, znajduje się niewielka osada mieszkalna, zwana Trawnikami. Wśród spokojnej oazy zieleni i domków jednorodzinnych, w roku 2007, pochodzący z Holandii developer rozpoczął budowę luksusowego osiedla mieszkaniowego, w którego skład miało wchodzić około 600 domów i mieszkań.
Prace która początkowo ruszyły z kopyta, zarzucono już rok później. Obiekty pozostawiono w różnym stadium wykończenia: niektóre domy posiadały kompletny dach, wstawione okna, wykończone elewacje, inne wzniesiono zaledwie do wysokości jednej kondygnacji.
Historia osiedla, noszącego nazwę "Żubr", wygląda na jedną wielką próbę wyłudzenia pieniędzy, toczy się w tej sprawie postępowanie karne.
A tymczasem porzucona budowa od dziesięciu lat niszczeje i popada w coraz większą ruinę, powoli ulegając dzikiej przyrodzie, która dawne łąki stopniowo zagarnia w swoje posiadanie.
W tej całej historii szczególnie żal jest niemal setki rodzin, najczęściej młodych małżeństw, mieszkańców Krakowa, którzy w pogoni za marzeniem o własnym lokum pod miastem utopili w inwestycji oszczędności życia. Ich straty są ogromne, wynoszą od 80 do 250 tysięcy złotych, nie wliczając całej masy nerwów, niepewności i rozczarowań, związanych z toczącym się postępowaniem przeciwko nieuczciwemu developerowi.
Ja zajrzałam na osiedle "Żubr" pewnego deszczowego, sierpniowego dnia, w roku 2017. Widok, jaki zastałam, przytłoczył mnie. Wśród deszczu, parującej i pełnej kolorów zieloności, witały mnie ściany niedokończonych, ładnych, wygodnych "szeregowców", o których wielu mogłoby pomarzyć.
Przedzierając się przez porastającą osiedle dżunglę nawłoci czułam się jak w jakiejś surrealistycznej, postapokaliptycznej grze, albo jak na misji podczas wojny w Wietnamie.
Zapatrzona nie zauważyłam głębokiego rowu, w który oczywiście elegancko wpadłam, usmarowując się przy tym błotem tak, że na Przystanku Woodstock by się mnie nie powstydzili i przygarnęli jak swojaka. Dokładnie upaćkałam także mojego dzielnego Nikona (złego słowa na tę firmę nigdy nie powiem!), więc niektóre ze zdjęć mogą zawierać lokowanie produktu pod postacią kropel deszczu, pary lub grudek ziemi na obiektywie.
Niestety, pogoda uniemożliwiła mi wykonanie planowanej superwizji przy użyciu Chronosa, ale może jeszcze kiedyś uda się popełnić kilka ujęć ogólnych z lotu ptaka.
Podsumowując: osiedle wygląda źle. Nie znam się na budownictwie, ale osobiście wątpię, czy ktokolwiek podejmie się kontynuacji budowy "Żubra". Prawdopodobnie obiekty trzeba będzie przynajmniej częściowo zburzyć i rozpocząć całą batalię od nowa.
Póki co jest to niesamowite miejsce do wykonania wyjątkowych zdjęć z roślinnością sięgającą pierwszego piętra.
Zwiedzając uważajcie na doły i wykopy!
I na drogę dojazdową. O mały włos nie wjechałam Archimedesem w krzaki.
Fotografie pochodzą z sierpnia 2017 roku.
Lokalizacja