Czytalam sobie dzis jedna stronke - i jedna niesamowita rzecz przeczytalam. O niepokoju i przerazeniu w opuszczonym domu - i polaczonym z awaria aparatu.
http://archiwumrwh.blogspot.com/2018/06 ... dry-1.html
Tu wybrany fragment:
"Nie mam się czego obawiać, ceglana podłoga jest stabilna i w żadnym miejscu nie nosi śladu zmęczenia. To poddasze stanowi tak niesamowity plener zdjęciowy, że nie potrafię spokojnie się po nim poruszać. Ale i tam właśnie dopada mnie to dość dziwne uczucie bardzo wyraźnego niepokoju. Gdzieś w rogu odnajduję dziecięce łóżko zasypane dziwnymi szmatami, kartonami i ubrankami. Obok stoi otwarta szafa. Wszędzie ubranka, takie jak pamiętam z własnego dzieciństwa. Gdzieś w oddali ujadają psy, nie wiem czy z powodu mojej obecności, ale nastaje taki moment, w którym fascynacja i ciekawość ustępują miejsca niczym nie wywołanemu przerażeniu. Powietrze staje się gęste i ciężkie, na poddaszu oświetlonym przez dziury w dachu zapada półmrok, słońce zostaje przesłonięte przez jedną z nielicznych wtenczas chmur wędrujących po niebie. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego pośród tej nastałej ciemności jedynym oświetlonym miejscem było to łóżko. Niemal kontur w kontur. Ujadające psy przestają szczekać, nie słyszę też ptaków. Nastaje tak absolutna cisza, jakiej wcześniej chyba nigdy nie doznałem. Robię zdjęcie i aparat gaśnie, ekran wypełnia czerń, wyłącza się bez powodu nie chowając obiektywu. Spoglądam w tę czerń czekając na jakąś reakcję. Nic się nie dzieje. Nie mogę tam zostać ani chwili dłużej, z duszą na ramieniu powoli omijając rozrzucone przedmioty kroczę do zejścia trzymając w dłoni aparat. Znów ostrożnie omijam zawalony dach ganku, chwytam rower porzucony w gęstwinie pokrzyw i z wielkim trudem wydostaję się na drogę. Powietrze jest gorące, słońce pali ziemię, z oddali znów słyszę ujadanie psów. Aparat ma włączony wyświetlacz. "
Myslalam ze to tylko mnie los spłatał takiego figla w wagonie na Łotwie w tym roku. Odczucia ludzkie to jedno - ale aparat to przeciez przedmiot, przedmioty przeciez nie czuja atmosfery... chyba...?
Nie wiem nie mam na to wytłumaczenia...
No a moja tegoroczna historia. Łotwa. Opuszczony wagon gdzie ktos mieszkal.
W jednej z szafek sa listy, pisane piórem, ładnym kaligraficznym wręcz pismem. Kilkanascie długich listow. Zapewne po łotewsku. Zawsze cholernie ciekawią mnie listy z opuszczonych miejsc. Szlag mnie trafia jak nie moge ich przeczytac. Wpadam na genialny pomysł - porobie im zdjecia i moze ktos mi pomoze przetłumaczyc? Albo sama podręcze jakis translator? Przy pierwszej probie pierwszego zdjecia fotka totalnie sie rozmazuje. Jakby załączyl sie długi czas naswietlania, mimo ze kartke polozylam w sloncu. Drugie zdjecie jest totalnie zaczernione. Probuje przeniesc kartke do cienia i zrobic zdjecie z błyskiem. Lampa nie chce sie załaczyc. Przełączam tryb aparatu na manualny, kartke przenosze w slonce, ustawiam krotki czas i… w tym momencie pada bateria. Ładowałam ją wczoraj. To jest niemozliwe. Zmieniam baterie, tzn. probuje. Nowa bateria wyskakuje mi z ręki i wpada w rozpadline w podłodze. Szczelina jest wąska, nie moge jej wydłubac. Długo sie męcze. Gdy w koncu sie udaje wyłuskać zgube to paskudnie rozcinam ręke o kawałek zardzewiałek blachy… Na usta pchają sie slowa, ktorych z grzecznosci tu nie zacytuje. Moze jestem przesądna, ale nie mam odwagi dalej próbowac. Wystarczy. Zrozumiałam w koncu aluzje. Chowam aparat a listy odkładam do szuflady. Moze tak ma byc. Niech ich tresc pozostaje tajemnicą na zawsze…
Miałam jeszcze isc zwiedzic majaczący w zaroslach budynek. Ale juz mi sie jakos nie chce. Cos z tym miejscem jest nie tak.. Wieczorem na biwaku wkładam “rozładowaną” baterie do aparatu. Działa. I robie na niej zdjecia kolejne 4 dni…