Na skraju podmokłej dolinki wśród pól, niedaleko brzegu lasu i biegnącej wzdłuż niego bocznej odnogi ulicy Lubomskiej. Nie więcej jak z kilometr w linii prostej od Kotówki.
Moja Mama pamiętała okoliczności śmierci tego człowieka. Został ponoć pozbawiony życia w wyjątkowo bestialski sposób, po ujęciu przez żołnierzy Armii Czerwonej ci spalili go żywcem.
Mogiłę pamiętam z dzieciństwa, kiedy chodziliśmy z dziadkiem tędy do lasu. Potem nie było jakoś okazji odwiedzić tego miejsca. Aż do dzisiejszego popołudnia.